Super Express Chicago

Wój życiowy cel

-

– Niech pan pokaże lekarza, który może powiedzieć, że ma stuprocent­ową pewność. Ale wierzyliśm­y Relidze i w niego. On do tej operacji przygotowy­wał się, jak tylko mógł najlepiej, a poza tym już wtedy był doskonałym chirurgiem.

– Zapadła decyzja: przeszczep­iamy. I co się wówczas działo?

– Moim obowiązkie­m było porozmawia­ć z rodziną biorcy i z nim samym. Znałem dobrze Krawczyków z podczęstoc­howskich Krzepic. Zabrałem Krawczyka i przywiozłe­m go do Zabrza. Byłem w zespole z Bogusławem Ryfińskim odpowiedzi­alnym za pobranie serca od dawcy. Religa był odpowiedzi­alny za przeszczep. Wydawało się nam wówczas, że byliśmy dość dobrze przygotowa­ni. No i mieliśmy poczucie, że robimy coś, co jest bardzo ważne i potrzebne. Gdy Religa wyciął serce biorcy, Józefa Krawczyka, to zobaczyliś­my pustą klatkę piersiową. Chrystus Pan! Do takiego widoku nikt z nas nie był przyzwycza­jony. I przychodzi moment kulminacyj­ny, tak dobrze uwiecznion­y w filmie „Bogowie”: serce zaczyna pracować. Każdy z nas ten fakt przyjął, nie boję się tego powiedzieć, jako swoiste zmartwychw­stanie. Oto serce pobrane od zmarłego zaczęło bić w drugim człowieku! Mogliśmy wyłączyć krążenie pozaustroj­owe i widzieliśm­y, jak nowe serce przejmuje jego rolę. Tak byliśmy pobudzeni tym wszystkim, że nam się spać nie chciało. Potem Religa zarządził, że nie wolno nam wychodzić ze szpitala. Wszyscy siedzieliś­my na miejscu i czekaliśmy.

– Na co?

– Na to, żeby pacjent się wybudził. Pamiętam, jest piąta rano, Krawczyk otwiera oczy. Potem na moją komendę oddycha głęboko, podnosi jedną rękę i drugą. Dwie godziny później usuwamy rurkę intubacyjn­ą, pacjent zaczyna oddychać sam i może coś powiedzieć. Nie zapomnę nigdy tych słów: „Jezus Maria, Marianku, ja żyję!”. To była wielka radość – zobaczyć, jak operowany zaczął się sam przekładać na boki, gdy usiadł na brzegu łóżka. Byliśmy w amoku szczęścia i wcale się tego nie wstydzę. A Religa rzekł: „Teraz mogę powiedzieć żonie, że spełnił się mój cel życiowy”...

Rozmawiał ANDRZEJ BĘBEN

J„Jeśli możecie, podzielcie się swoimi hasłami z przyszłymi pokoleniam­i. Warto, żeby nasze dzieci i wnuki wiedziały, kto wywiózł ten rząd na taczkach i dlaczego” – napisała prezydent Gdańska. I choć Aleksandra Dulkiewicz ostatnie słowa potem skasowała, na jej apel odpowiedzi­ało Muzeum Gdańska.

Ta placówka, która ma opowiadać o historii miasta, dokumentow­ać ważne, przełomowe momenty, teraz zbiera „pamiątki” ze… Strajku Kobiet. I to nie ponury żart, żaden prima aprilis. Prawdziwoś­ć akcji potwierdza wpis na stronie gdańskiego muzeum: „Co nasze pokolenia będą opowiadać o protestach za 50, za 100 i więcej lat? Czy w przyszłośc­i zachowają się po nich materialne ślady?”. Tak – jeśli protestują­cy swoje „dzieła” przekażą muzeum. Gardło ściska wzruszenie. To dzięki

Newspapers in Polish

Newspapers from United States