Solidarności
mów prawnych i konstytucyjnych zakorzenionych w tradycjach różnych państw. Wspólnota składa się z różnych modeli demokracji, ponieważ europejskie narody różnią się między sobą. I właśnie ta różnorodność jest przecież europejskim bogactwem, a nie przekleństwem.
– Czego domaga się pan od europejskich partnerów?
– Równości i poszanowania traktatów. Unia nie może podważać własnych zasad ani zmieniać ich na polityczne życzenie części państw. Prawo dotyczące ochrony interesów budżetowych UE jest wtórne wobec Traktatu o Unii Europejskiej, nie może więc obchodzić, zastępować ani modyfikować zasad określonych w traktacie. – Dlaczego Polskę i Węgry przeraża ciągłe odwoływanie się do praworządności jako warunku wypłaty środków?
– Kwestia ta ma szerszy kontekst. Mechanizm ukształtowany w obecny sposób otwiera pole do niebezpiecznych interpretacji. Oddaje dużą władzę i uznaniowość podmiotom bez demokratycznej legitymacji. A przynajmniej podmiotom o znaczącym „deficycie demokratycznym” w porównaniu z parlamentami krajowymi. To wielkie zagrożenie dla każdego państwa członkowskiego i przyszłości całej Unii. Ci, którzy sądzą, że są na nie odporni, nie zdają sobie sprawy z tego, jak wielką dowolność dopuszcza ten mechanizm.
– Czy odnosi się pan do uprawnień, jakie ma Komisja Europejska? Uważa, że są zbyt szerokie?
– Twierdzę, że nietrudno sobie wyobrazić sytuację, że jakiejś sile
Premier Mateusz Morawiecki politycznej w UE nie spodoba się reforma ustrojowa czy gospodarcza wprowadzona w danym państwie członkowskim. Wystarczy nazwać tę reformę w mediach i na forum Parlamentu Europejskiego naruszeniem praworządności i już otwiera się ścieżka do zagrożenia odcięcia od funduszy unijnych.
– Nie sądzi pan, że wystarczy przestrzegać przepisów, podstawowych zasad, na których opiera się UE, i nakazów praworządności? Wobec pana kraju została już wszczęta procedura na podstawie art. 7? – Dobrze, że wspominamy o art. 7, ponieważ to on służy do weryfikacji respektowania przez państwo członkowskie wartości UE, natomiast rozwiązanie zaproponowane w rozporządzeniu stanowi jego obejście. Mechanizm praworządności, który ma w założeniu chronić przestrzegania zasady praworządności w państwach członkowskich, jest więc sam w sobie jej naruszeniem. – Czy sądzi pan, że UE stoi dziś na skraju wielkiej porażki, która może zagrozić jej istnieniu?
– Jestem daleki od wizji końca UE, natomiast uważam, że nasza Wspólnota stoi dzisiaj przed wielkim wyzwaniem, sprawdzianem europejskiej solidarności i odpowiedzialności. Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć rozwiązanie tego kryzysu, ponieważ przyświeca nam wspólny cel – pomoc naszym obywatelom. To od Unii Europejskiej, czyli od zjednoczonych pod wspólnym sztandarem państw członkowskich, zależy, czy Europejczycy odzyskają wiarę w przyszłość.
Radio Plus: – Co konkretnie się musi stać, żeby rząd nie zawetował unijnego budżetu?
Prof. Piotr Wawrzyk: – Musi pojawić się propozycja, która będzie dla nas do przyjęcia, czyli inaczej mówiąc, nie będzie łamała unijnych traktatów.
– Czy może to być proponowana przez Jarosława Gowina deklaracja interpretacyjna? Czy chodzi o zmianę rozporządzenia?
– Pamiętajmy o tym, że jest art. 7 traktatu o Unii Europejskiej, który zakłada procedurę ochrony praworządności. A tymczasem pojawia się inna procedura ochrony praworządności z innymi konsekwencjami niż te zawarte w art. 7. Jedna z podstawowych zasad prawa rzymskiego, a więc prawa, na którym się opieramy i które stosujemy, jest taka, że nie można karać dwa razy za to samo. Tymczasem tutaj próbuje się właśnie wprowadzić taki mechanizm podwójnej karalności. – Czyli nie chodzi o żadne niuansowanie, rozwadnianie tego mechanizmu.
PPremier Morawiecki podtrzymuje groźbę zawetowania unijnego budżetu, choć to od początku pomysł niemądry. Pół biedy – gdy głupota kwitnie, gorzej – gdy zaczyna owocować. A pierwsze owoce są już widoczne. Na naszych oczach rozwija się dorodna pisowica.
Ten zdradliwy owoc to utrata wielkich pieniędzy, ale i tak już wątłej reputacji Polski w europejskiej rodzinie. Wszystkie kraje unijne czekają na miliardy euro, które pomogą im wyjść z ciężkich skutków pandemii, tymczasem Polska i Węgry stanęły w poprzek tych oczekiwań, tupiąc nogą i krzycząc – nie pozwalam!
25 państw zastygło w zdumieniu, słysząc, że powodem blokady pieniędzy jest praworządność. PiS-owska władza gotowa jest pozbawić Chodzi o to, że ten mechanizm musi zniknąć?
– Naszym zdaniem on jest po prostu niepotrzebny, dlatego że jest art. 7. – Zdaniem 25 innych rządów jest albo potrzebny, albo akceptowalny. I gdzie jest ta połowa drogi, w której możecie się spotkać? Ja o to pytam.
– Myślę, że nie jest to grupa 25 krajów, którym się ten mechanizm podoba. Kilka krajów też mówi, że ten mechanizm nie jest do końca dobrze skonstruowany. Co to oznacza? To będzie ustalane właśnie na unijnym szczycie. Myślę, że większa grupa krajów będzie zwolennikami jakiegoś polubownego załatwienia tego sporu. Tak, aby z jednej strony Polska i Węgry nie musiały stosować weta, a z drugiej strony, by wbrew tym krajom nie przyjmować tak ważnego dokumentu.
– „Dziennik Gazeta Prawna” pisze, że z Brukseli mają płynąć sygnały, że w wypadku porozumienia poza dodatkowymi deklaracjami Polska i Węgry mogłyby nawet liczyć na dodatkowe miliardy z funduszu odbudowy. Faktycznie to jest możliwe?
– To nie jest kwestia tylko i wyłącznie pieniędzy. To jest kwestia wartości. To jest kwestia przyszłości Unii Europejskiej.
– Ale czy jest taki argument, Polaków ogromnych środków, byle tylko mogła dalej bezkarnie kraść, prześladować swych przeciwników przy pomocy posłusznej policji, prokuratury i sędziów. Wymóg praworządności połączonej z przepływem pieniędzy jest w interesie Polski, ale nie jest – co oczywiste – w interesie PiS. W interesie Polski są dalsze transfery środków, które od daty wstąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej osiągnęły na czysto kwotę 130 mld euro.
Wszystkim wątpiącym w dobroczynny wpływ Unii przypomnę, że np. nasze rolnictwo w 2004 r. eksportowało tam towary o wartości 5 mld 242 mln euro. W ubiegłym roku, po 15 latach, wartość eksportu produktów rolno-spożywczych do krajów UE to ok. 32 mld euro. Te czy taka propozycja leży na stole, czy to jest jedna z propozycji, że dostaniecie więcej pieniędzy, jeżeli będziecie bardziej skłonni do kompromisu? – Ale rzecz polega na tym, że nie chodzi o pieniądze. Tu chodzi o prawo unijne. Jeżeli kiedyś jakiemuś urzędnikowi przyjdzie do głowy, że Francja, Holandia, Szwecja czy Hiszpania w jakimś zakresie zdaniem urzędnika komisji łamią unijne prawo, to tych pieniędzy zostanie ten kraj pozbawiony.
– Ale padła taka propozycja?
– Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o zasady i wartości, na których zbudowano Unię.
– Polskiemu rządowi zależy na kompromisie już na tym najbliższym szczycie? Czeka nas prowizorium budżetowe?
– Jeżeli chodzi o prowizorium, pamiętajmy, że jeszcze trwająca perspektywa finansowa też początkowo była realizowana w ramach prowizorium. Nie jest to coś nadzwyczajnego. Dodajmy, że fundusze unijne i tak są zrealizowane dopiero pod koniec pierwszego roku funkcjonowania nowej perspektywy. Nie jest jeszcze za późno. Może lepiej poczekać czasami parę tygodni, aby wypracować lepsze porozumienie, które będzie dobre dla całej Unii.
Rozmawiał JACEK PRUSINOWSKI, TW
wspaniałe, drogie ciągniki, którymi rolnicy z Agrounii blokują Warszawę, nie wzięły się znikąd. W ciągu 16 lat naszego członkostwa w UE polski eksport rolny na rynek europejski wzrósł sześciokrotnie! Ogółem wartość wszystkich inwestycji współfinansowanych przez Unię – skończonych i będących w toku – wyniosła już ponad 1 bln 600 mld zł!
Na skutek pisowicy PiS nie tylko wieś może być pozbawiona wsparcia. Weto Morawieckiego pozbawi też Polskę 64 mld euro z Funduszu Odbudowy, w tym bezzwrotnych dotacji w wysokości 30 mld euro. Z powodu prowizorium budżetowego, z samego tylko funduszu spójności, wypłaty zostaną zredukowanie do 9 mld euro. Nie rozpocznie się więc budowa żadnej nowej drogi, oczyszczalni ścieków ani innych inwestycji z unijnych środków. Nawet polscy studenci nie będą już mogli studiować na zagranicznych uczelniach. Program Erasmus plus zamrze, więc nie będzie ich na to stać. Nie będzie też pieniędzy na nowy fundusz zdrowotny i rozwój obszarów wiejskich, za to pisowica będzie pięknie owocować.
ZZawetują czy nie zawetują? To główne pytanie polityczne tego tygodnia. Zbliżający się szczyt UE, na którym zapadną decyzje co do budżetu, Funduszu Odbudowy i mechanizmu powiązania wypłaty unijnych środków z praworządnością. Decyzje, które w dużej mierze zależą od stanowiska polskiego rządu, który ma do zasady „pieniądze za praworządność” poważne obiekcje. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie sprawa jest bowiem bardziej złożona.
Przede wszystkim to już nawet nie jest spór z Brukselą o to, czy przyklepany w lipcu – także głosami Polski – i zaostrzony jesienią przez Parlament Europejski mechanizm jest zagrożeniem dla suwerenności naszego kraju, stanowi pokusę do politycznego biczowania niewygodnych krajów, czy ma to umocowania w traktatach, czy też nie ma. Bruksela jest tu już jedynie przypisem do wewnętrznej wojny w obozie Zjednoczonej Prawicy.
Zwłaszcza Zbigniew Ziobro i jego ludzie próbują wykorzystać kontrowersje wokół zasady „pieniądze za praworządność” do budowania swojej pozycji prawicowego wzorca z Sèvres. Głęboko antyunijna retoryka, sprzeczna z faktami i rzeczywistością, ma służyć do podkopywania pozycji Mateusza Morawieckiego. Ziobryści są w tej wygodnej sytuacji, że narzucając eurosceptyczną narrację i popychając premiera w stronę weta, próbują postawić go w sytuacji bez wyjścia.
Jeśli polska delegacja nie postawi weta, ziobryści ogłoszą Morawieckiego zdrajcą polskiej sprawy, który za garść brukselskich srebrników sprzedał Polskę. Jeśli Morawiecki pójdzie w weto, zostanie uznany za zdrajcę polskiego interesu, bo weto oznacza stratę pieniędzy na ratowanie polskiej gospodarki. Dla Ziobry to wygodna sytuacja. Morawieckiemu nie ma czego zazdrościć.
Tym bardziej że decyzja o wecie nie będzie zależeć od niego, ale od Jarosława Kaczyńskiego. Sam Morawiecki, wbrew temu, co mówi w ostatnich tygodniach i dniach, chce kompromisu z Brukselą, chce uniknąć weta, choć musi pozycjonować się gdzieś między radykalizmem Ziobry a racjonalnością Gowina. Otoczenie premiera musi zadbać o to, by od ucha prezesa odsunąć Ziobrę, który potrafi na sceptycyzmie Kaczyńskiego wobec Unii Europejskiej umiejętnie grać. A ma przeciwko sobie nie tylko Solidarną Polskę, lecz także polityków kojarzonych z Beatą Szydło, którzy publicznie wspierają narrację Ziobry, a którzy Morawieckiego, delikatnie mówiąc, nie lubią. W drużynie Morawieckiego gra najwyraźniej – choć nieformalnie – Jarosław Gowin. Pytanie, kto będzie miał większą siłę przebicia.
PZPN. Jej wysokość może wynieść nawet 250 tys. Nie wiem, jak bogaty jest pan Filipiak, ale mnie by to zabolało. Dlaczego piszę o dyskryminacji? Dlatego, że Filipiak zrobił to, co przez ostatnie dwa miesiące robiły dziesiątki tysięcy osób w Polsce. Wyzywał, obrażał wulgarnymi słowy. Działał w sposób identyczny, jak aktywiści i aktywistki Strajku Kobiet. Ich działalność spotkała się jednak z poklaskiem wielu opiniotwórczych postaci oraz wsparciem mediów. Nikt też nie grozi rzucającym mięsem aktywistom wysokimi karami finansowymi. Wręcz przeciwnie – raczej się ich wspiera podczas publicznych zbiórek.
Mamy tu zatem do czynienia ze skrajnym przypadkiem nierównego traktowania. Dyskryminacja białego heteroseksualnego mężczyzny po pięćdziesiątce jest ewidentna. Jest jeszcze tylko jedno wytłumaczenie tej sytuacji. Otóż świat stanął na głowie, czego efektem jest to, że kultury słowa bronią nie opiniotwórcze media, intelektualiści i artyści, lecz środowisko piłkarskie. Stadiony będą już wkrótce jedyną enklawą wolną od grubiaństwa i wulgarności. Czy ktoś mógł to przewidzieć?