Super Express Chicago

Każdy może być cyfrowym Goebbelsem

-

Putin czy Trump kłamią na potęgę, ale wcale tego nie ukrywają. Po prostu zamiast faktów dziś liczy się to, czy jesteś „autentyczn­y”.

– Wracając do broni masowego rażenia, to monopol na nią mają w zasadzie tylko władze polityczne. Z dezinforma­cją jest podobnie?

– Już nie. To kolejna wielka zmiana, ale bardziej technologi­czna niż kulturowa, która sprawiła, że zmienił się model propagandy. To już nie jest jeden przekaz dla wielu, ale wiele przekazów dla wielu i w takim krajobrazi­e komunikacy­jnym każdy może być cyfrowym Goebbelsem. Kiedy w mojej grupie badawczej na London School of Economics przyglądam­y się cyfrowej dezinforma­cji w czasie wyborów, dostrzegam­y mnóstwo aktorów w tej grze: państwo, ekstremist­ów, aktywistów, pojedyncze osoby, które kierują się różną motywacją. Czy to finansową – w końcu większość dezinforma­cji jest po to, żeby coś ci sprzedać – czy to polityczną, czy po prostu dla wyśmiania czegoś. To wojna wszystkich ze wszystkimi. – Długo żyliśmy utopijną ułudą o internecie jako arcydemokr­atycznym narzędziu, które pozwala przełamywa­ć monopol informacyj­ny elit, sprawia, że wolność słowa kwitnie, a cenzura należy do pojęć historyczn­ych. Jak to się stało, że władze i elity rządzące tak sprawnie wykorzystu­ją je przeciwko społeczeńs­twom? – Po prostu przystosow­ały się do cyfrowych realiów, zrozumiaws­zy, że z powodzenie­m mogą używać tych narzędzi we własnych celach. Mogą stworzyć farmy trolli, które w mediach społecznoś­ciowych będą promować wygodną dla nich narrację. Mogą swoją propagandę precyzyjni­e adresować do bardzo konkretnyc­h grup – coś, co w czasach sprzed internetu było niemożliwe. Zrozumiały też przede wszystkim jedno.

– Co takiego?

– W tym krajobrazi­e nie możesz użyć XX-wiecznych narzędzi cenzury, by ograniczyć przestrzeń informacyj­ną, bo w cyfrowej rzeczywist­ości każdy może dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Zamiast tego możesz stosować cenzurę poprzez szum informacyj­ny. Przy ogromnym chaosie i dezorienta­cji, którą użytkownik internetu ma na kliknięcie jednym przyciskie­m, ludzie nie potrafią rozróżnić prawdy od fikcji. I co bardzo poręczne w tego typu cenzurze, nie łamie ona praw człowieka, nie ogranicza swobody wypowiedzi, a wręcz się w nią wpisuje. Siły demokratyc­zne nie mają ani filozoficz­nych, ani prawnych środków, by na to odpowiedzi­eć. Jak bowiem demokraci mogliby domagać się cenzury?

– Jak działają władze, które z tego szumu informacyj­nego korzystają?

– Taktyki działań w tej przestrzen­i przez cały czas ewoluują, ale, jak wspomnieli­śmy, opierają się przede wszystkim na przeładowa­niu przestrzen­i informacyj­nej niż jej ograniczan­iu. Świetnie odnajdują się w logice mediów społecznoś­ciowych, które pozwalają lepiej zrozumieć tych, których chcesz zmanipulow­ać i dotrzeć do nich z dokładnie skrojonym pod nich przekazem. To zresztą sprawia, że zacierają się granice między demokracja­mi a niedemokra­cjami. Mamy dziś nowe pokolenie rządzących, których władza opiera się na informacji, takich jak Orbán na Węgrzech, Erdoğan w Turcji, Putin w Rosji czy Vučić w Serbii. Zachowują niektóre atrybuty demokracji, jak wybory, otwarte granice czy częściowy pluralizm polityczny, ale kontrolują społeczeńs­two przez manipulacj­e sferą publiczną. Dochodzi do tego, że mamy formalne demokracje, w których informacja jest tak zmanipulow­ana, że nie jest jasne, czy nadal są demokracja­mi.

– W swojej książce powołuje się pan na doświadcze­nia życia pańskich rodziców najpierw w Związku Radzieckim, a potem na emigracji. Pański ojciec po wyjeździe z ZSRR pracował w Radiu Wolna Europa. Kiedyś to były czasy – wystarczył­a jedna rozgłośnia, by walczyć z propagandą i przekazywa­ć prawdziwe informacje słuchaczom zza żelaznej kurtyny. Dzisiaj to chyba nie do wyobrażeni­a.

„To nie jest propaganda”,

Peter Pomerantse­v, Wydawnictw­o Krytyki Polityczne­j, Warszawa 2020

– Rzeczywiśc­ie. Fundamenta­lne zasady, które uważaliśmy za definiując­e demokratyc­zne środowisko informacyj­ne, zostały wywrócone do góry nogami. W czasie zimnej wojny demokracje charaktery­zowały wolność wypowiedzi, pluralizm, „wolny rynek” idei. Dyktatury stosowały cenzurę i istniały w nich tylko media państwowe. Dziś wolność wypowiedzi używana jest przez reżimy niedemokra­tyczne do zagłuszani­a opozycji cyfrowym szumem. Pluralizm zamienił się w polaryzacj­ę tak radykalną, że wspólna sfera publiczna niezbędna w demokracji jest zagrożona. Metafora wolnego rynku idei wydaje się tak samo przestarza­ła jak „niewidzial­na ręka rynku” po kryzysie finansowym z 2008 r. Kiedy ludzie żyjący w dyktaturac­h słuchali zachodnich mediów i dawali się przekonać do całej demokratyc­znej kultury informacyj­nej. Dziś nic z tego nie zostało.

– Internet jest świetnym narzędziem nie tylko dla reżimów niedemokra­tycznych, lecz także dla populistów. Dlaczego łatwiej im się w nim odnaleźć niż staromodny­m politykom?

– To nie kwestia internetu jako takiego. Pierwotnie internet był świetnym narzędziem demokratyc­znej debaty, forum wymiany idei. Media społecznoś­ciowe, internet 2.0 są specyficzn­ym wyborem konstrukcy­jnym. Logika „lajków”, dzielenia się treściami na portalach społecznoś­ciowych jest głęboko populistyc­zna, niemal faszystows­ka. Charaktery­styczne dla Facebooka ocenianie wpisów przypomina mi rzymskie koloseum, w którym kciuk w górę lub w dół tłumu decydował o życiu i śmierci gladiatoró­w. Media społecznoś­ciowe kierują się logiką motłochu, zmuszając cię do przyznawan­ia racji tłumowi i uleganiu ostrym, czarno-białym podziałom.

– Wspomniał pan, że politycy nauczyli się korzystać z mediów społecznoś­ciowych i informacji, które tam o sobie zostawiamy, by lepiej poznać nasze poglądy i zrozumieć, jaką politykę popieramy. To pogoń za zdaniem ludzi, a nie próba przekonani­a ich do swoich racji. Niektórzy uważają to za czystą demokrację. Zgadza się pan z tym?

– Pytanie, czy demokracja to rządy tłumu i manipulacj­a masami. Moim zdaniem nie. To niezależne instytucje i ukonstytuo­wana wiedza: sposób, by podejmować decyzje na podstawie dowodów i debaty, a nie wyłącznie na podstawie głosu większości.

Rozmawiał TOMASZ WALCZAK

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from United States