ŻYCIE przyniesie jeszcze dużo DOBREGO
DLA KATARZYNY DOWBOR MIJAJĄCY ROK BYŁ PEŁEN WYZWAŃ. SPECJALNE, ŚWIĄTECZNE WYDANIE PROGRAMU „NASZ NOWY DOM” TO DLA NIEJ NAJWAŻNIEJSZE PODSUMOWANIE OSTATNICH MIESIĘCY. Z CZEGO PREZENTERKA JEST NAJBARDZIEJ DUMNA? JAK WYGLĄDAJĄ PRZYGOTOWANIA DO ŚWIĄT W JEJ DOMU I CZEGO W TYM WYJĄTKOWYM CZASIE NIE MOŻE U NIEJ ZABRAKNĄĆ?
– Mijający rok nie był łatwy, ale nawet pandemia nie zatrzymała ekipy programu „Nasz nowy dom”. Ilu rodzinom udało się państwu w tym roku pomóc? – Rzeczywiście w tym roku pracowaliśmy przez całe lato. Potem mieliśmy trzy tygodnie przerwy, ale będziemy pracowali całą zimę, aż do kwietnia, więc tak na prawdę co chwila odwiedzamy nową rodzinę i kolejne domy. Teraz zaczynamy już 16. sezon, więc na przestrzeni ostatnich 7 lat ta liczba urosła już do ponad 217 domów. – Czy w tym roku, który minął pod hasłem „Zostań w domu”, miała pani poczucie, że wasz program stał się jeszcze potrzebniejszy niż dotąd?
– Myślę, że nasza pomoc była bardzo wyczekiwana i bardzo potrzebna, bo dla ludzi, którzy takich prawdziwych domów, w których mogliby się dobrze czuć, nie mieli, ten czas izolacji w domach był jeszcze trudniejszy. Kiedy ma się dobre warunki, dużo łatwiej to znieść, ale kiedy nie ma się toalety czy porządnego łóżka, jest to prawdziwy dramat. To był trudny rok dla nas wszystkich, ale dla rodzin, które tego domu nie miały, jeszcze trudniejszy.
– Na szczęście wielu takim rodzinom udało się wam w tym roku pomóc, a niedawno – jak co roku – wasza ekipa spotkała się z nimi ponownie w ramach specjalnych odcinków świątecznych. Czym są dla pani te spotkania?
– To są dla nas najważniejsze momenty pod koniec roku. Odcinki świąteczne nagrywamy już od kilku lat i każdy z nich jest takim postawieniem kropki nad „i”. Dzięki nim możemy się też przekonać, jak te rodziny sobie teraz radzą. Czasami my jedziemy do nich albo – tak jak w tym roku – oni odwiedzają nas. I muszę przyznać, że kiedy patrzymy na tych ludzi, którzy kiedyś wydawali się smutni, zgnębieni i widać było, że są w bardzo złej kondycji psychicznej, a po paru miesiącach widzimy ich kompletnie odmienionych – uśmiechniętych, pogodnych, mających plany i pomysły na dalsze życie – to jesteśmy wzruszeni. Odkrywamy zupełnie innych ludzi, pewniejszych siebie, takich, którzy wiedzą, że jeszcze spotka ich w życiu coś dobrego. Myślę, że najważniejszą rzeczą, oprócz tego, że dostają nowy dom, jest to, że dostają też nowe życie, nową nadzieję i to im dodaje skrzydeł. Chyba nie ma większej satysfakcji dla dziennikarza niż te momenty, gdy widzi, że jego praca przynosi tak nieoczekiwane efekty, że ci ludzie, o których opowiadamy, na prawdę się zmieniają. – Widzów pani wprowadziła w atmosferę świąt już z początkiem grudnia. Kiedy zaczyna się ją czuć u pani w domu?
– Tak naprawdę krótko przed wigilią, bo cały czas pracujemy z ekipą „Naszego nowego domu”. Zdjęcia kończymy dopiero 20 grudnia, więc tak naprawdę na wszystkie przygotowania przedświąteczne zostają mi cztery dni, ale dla mnie to wystarczający czas.
– Zawsze przywiązuje pani dużą wagę do budowania w domu klimatu. Jakie ma pani patenty na stworzenie u siebie magicznej atmosfery świąt? – Dla mnie niezwykle ważną sprawą jest pięknie przystrojony stół. Często o tym zapominamy, rzucając się w wir zadań kuchennych. Przygotowujemy mnóstwo potraw, których zwykle później nie jesteśmy w stanie zjeść, a zapominamy, że je się także oczami. A oczy chcą też zobaczyć coś pięknego na tym stole. Przywiązuję więc dużą wagę nie tylko do świątecznych dań, ale też do tego, na czym je podaję. Mam w domu specjalną porcelanę na wigilię, przepiękną, starą, przedwojenną, którą wyjmuję tylko raz w roku. To jest coś niesamowitego, bo my zazwyczaj jemy na fajansie, grubych naczyniach, które rzadziej się tłuką. Porcelana jest cudowna, delikatna, krucha, lekka jak piórko. Takie dzieło sztuki na stole, do tego piękne sztućce,
ładne serwetki, stroiki, świeczniki – to wszystko tworzy cudowny klimat świąt. Warto pamiętać o takich detalach. Mam też dużo typowo świątecznego, zabawnego fajansu, w Mikołaje lub czerwono-zielone ozdoby. Sprawdzają się w pierwszy i drugi dzień świąt. Warto mieć w domu takie rzeczy, które wyciąga się tylko raz w roku, żeby poczuć tę atmosferę wyjątkowości.
– Na co pani w święta czeka najbardziej?
– Na to, na co wszyscy, czyli na prezenty (śmiech)!
– O czym pani marzy w tym roku?
– Chyba wszyscy marzymy o tym samym – żeby być zdrowym. Zawsze powtarzam, że jeśli będziemy zdrowi, to całą resztę sobie sami załatwimy. Zresztą widzę to wyraźnie po bohaterach naszego programu. Bardzo często, gdyby zdrowie im dopisywało, dużo lepiej znosiliby swoje problemy i troski. Dlatego też proszę mi życzyć dużo zdrowia!
– A czego pani życzy naszym Czytelnikom z okazji Bożego Narodzenia? – Przede wszystkim dużo spokoju. Jest takie powiedzenie: „Obyś żył w ciekawych czasach”. My w takich żyjemy. Dużo się w tym roku wydarzyło, więc ten spokój jest nam teraz bardzo potrzebny. Życzę też dużo zdrowia, o które w związku z pandemią wszyscy się boimy, ale także więcej uśmiechu, bo my, Polacy, jesteśmy bardzo poważni i trochę za mało się uśmiechamy. Często skupiamy się na nieszczęściach i problemach, a zapominamy, że warto się cieszyć każdym dniem, tymi drobnymi dobrymi rzeczami, których czasem nie dostrzegamy. Chciałabym, byśmy mieli trochę więcej takiego pozytywnego myślenia i radości, której nam tak bardzo brakuje. Trzeba mieć ogromy apetyt na życie.