ZDANIEM REDAKTORA
Ignorancja nie jest głupotą
KKiedy doszło do pierwszego lockdownu, prawie każdy mówił, że wprowadzenie drugiego spowoduje masowe protesty i zaniechanie takowej koncepcji. Minął jakiś czas. Wprowadzono kolejne obostrzenia. Nieliczni protestowali, kontestując zastałą rzeczywistość. Upływają kolejne miesiące i co rusz słychać, że „nasi zachodni sąsiedzi wdrażają nowe regulacje” dotyczące sytuacji epidemicznej. Zazwyczaj są to zmiany, które przynoszą opłakany skutek dla biznesu. Oczywiście nie tego wielkiego, który zapewne odrodzi się jak Feniks z popiołów lub ugra na obecnej sytuacji więcej niż ten mały i średni. Część mediów dziwi się, że w obliczu lockdownu wiele branż decyduje się na walkę z sanepidem, który surowo karze przedsiębiorców sprzeciwiających się pandemicznym obostrzeniom. Cóż w tym dziwnego, jeśli nawet sąd uznaje, że nie można zakazać firmom prowadzenia działalności gospodarczej bez wdrożenia stanu nadzwyczajnego... Coraz głośniej słychać, że przedsiębiorcy otwierają swoje zamykane decyzją rządu biznesy mimo narodowej kwarantanny. Przyjdzie taki czas, że odmrożenie gospodarki dokona się decyzją małych i średnich przedsiębiorców, którzy od wiosny walczą o to, aby przetrwać. Jeśli sądy zaczną masowo uchylać grzywny nałożone przez sanepid, zachęci to ludzi do walki z decyzjami rządu. Grono ekspertów w dziedzinie wirusologii i epidemiologii zapewne podniesie głos, martwiąc się o rozwój epidemii koronawirusa. Jednak dochodzimy do sytuacji, w której ludzie przestają myśleć o swoim zdrowiu. Główną myślą przedsiębiorców jest głowienie się nad tym, jak przetrwać kolejne rozporządzenia. W kuluarach przebąkuje się bowiem o tym, że wyczekiwana data 17 stycznia nie przyniesie decyzji o końcu lockdownu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zamknięcie potrwa do wiosny. Zaraz usłyszymy bowiem, że Polacy wykazali się niefrasobliwością w okresie świąt i Nowego Roku, gdy tłumnie się spotykali, wspólnie celebrując ten czas. Jak zawsze dowiemy się, że to nasza wina. Przecież to społeczeństwo odpowiada za brak strategii w kontekście walki z koronawirusem. Polacy powinni bić się w pierś za to, że Narodowy Program Szczepień to farsa. Bezdyskusyjnie to wina obywateli, że narzucone tempo szczepień jest tak niebywałe, iż obiecywane 20 mln wyszczepionych osiągniemy w 2027 r. Kiedy jednak wyłączymy przekaźniki z konferencji prasowych Ministerstwa Zdrowia i pomyślimy nad tym wszystkim, dojdziemy do wniosku, że rzeczywistość jawi się zgoła inaczej. Wówczas zrozumiemy tych, którzy wbrew nakazom decydują się na to, aby otwierać restaurację lub lodowisko.