Brak koordynacji systemu to problem
Michał SYSKA Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a we Wrocławiu, prawnik, doradca polityczny, publicysta
foto ARCHIWUM PRYWATNE
„Super Express”: – Czy szczepienia biznesmenów i celebrytów ujawniły nierówności w dostępie do usług medycznych w Polsce?
Michał Syska: – Sprawa ta pokazuje coś, co jest stare jak świat, że ludzie z podobnych grup społecznych pod względem statusu tworzą nieformalną sieć kontaktów. Istota problemu nierówności w dostępie do usług medycznych nie tkwi jednak w tym, że została zaszczepiona grupa aktorów, którzy są znajomymi lekarzy czy dyrekcji szpitala. Wiadomo przecież, że takie zależności czy też nieformalne kontakty zawsze odgrywają rolę. Celebryci, osoby pełniące ważne funkcje publiczne czy przedstawiciele biznesu mają często dzięki nieformalnym kontaktom ułatwiony dostęp do ochrony zdrowia. Istota problemu polega natomiast na tym, że polski system opieki medycznej jest nieskoordynowany, co powoduje systemowe problemy z dostępem do lekarza. Ten brak koordynacji przyczynia się też do tego, że pod względem geograficznym często nieracjonalnie rozmieszczone są poszczególne usługi medyczne. – Afera szczepionkowa ujawniła tylko systemowe patologie, które istnieją od dawna?
– Tak, ale nie dotyczy to tylko służby zdrowia, ale także załatwiania spraw w urzędach, na uczelniach itd. Po prostu tak działają zasady kontaktów nieformalnych. Często przybiera to formy naganne, ale jest zrozumiałe, że ludzie mają znajomych o podobnym statusie społecznym i te kontakty niewątpliwie im pomagają. Socjolog Jarosław Flis powiedział kiedyś, że definiuje przedstawicieli klasy średniej w Polsce jako tych, którzy mają numer telefonu do znajomego lekarza.
– Co jest największym problemem? Na przykład kwestia dostępności do stomatologii, która w Polsce całkowicie została sprywatyzowana. Ale są też często nierówności, które wynikają z miejsca zamieszkania. W wielu rejonach kraju występuje deficyt niektórych procedur medycznych. Problemem polskiej opieki zdrowotnej generalnie jest to, że mamy system quasi-rynkowy, w którym placówki medyczne konkurują ze sobą o pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. Najczęściej polega to na tym, że wybierają one procedury medyczne, które są najbardziej opłacalne, niekoniecznie natomiast te, które są istotne z punktu widzenia potrzeb społecznych. W Polsce wkrótce będzie gigantyczny problem z dostępem do geriatrii. Postępuje proces starzenia się społeczeństwa, mamy natomiast deficyt lekarzy z tej dziedziny. Jest też problem z dostępem do opieki zdrowotnej na terenach wiejskich i w małych miasteczkach. Wiąże się to także z wykluczeniem transportowym, ponieważ starsze osoby mają często problem z dojazdem do lekarza. Takich systemowych problemów jest dużo więcej.
– Jakie patologie wynikają z tego w praktyce?
– W ostatnim czasie dobrze wyceniane są zabiegi okulistyczne, związane z leczeniem jaskry czy zaćmy. W związku z tym w wielu przychodniach, które zostały sprywatyzowane, zlikwidowano
MMiało być tak pięknie. Media społecznościowe miały być oazą nieskrępowanej wolności i łączyć ludzi o różnych poglądach. Stały się siedliskiem agresji, fake newsów i wzmacniaczem istniejących już podziałów. Ostatnio pokazały też ponure oblicze cenzora dzielącego treści na te właściwe i zakazane. Głosy mówiące o narodzinach korporacyjnego totalitaryzmu nabrały jeszcze więcej smutnego sensu, gdy internetowi monopoliści usunęli ze sklepów z aplikacjami te konkurencyjne dla Facebooka i Twittera. To wszystko poszło bardzo szybko.
Nowe media, a właściwie ich dystrybutorzy, aspirują nie do bycia czwartą władzą, lecz tą najpierwszą. Ta gabinety chirurgiczne po to, aby przystosować je do zabiegów okulistycznych. Mieszkańcy nie mają więc dostępu do chirurgii, bo bardziej opłacalna jest okulistyka. Ponadto szpitale mają różne organy prowadzące, mamy szpitale uniwersyteckie, podlegające miastom, czy wojewódzkie. Wszystkie te placówki prowadzą własną politykę zdrowotną i trudno jest koordynować planowanie uwzględniające, że w jednym powiecie ofensywa zaskoczyła prawodawców, którzy po prostu nie bardzo wiedzą, jak regulować tak niewymierne, wirtualne zjawiska. Monopoliści wydają się dziś zresztą zbyt potężni, by dali się jeszcze jakoś „wyregulować”. Nowe media zawiodły, stare są w odwrocie. Co począć w tej sytuacji? Może warto jednak zrobić krok wstecz i docenić zalety prasy. Prasy rozumianej nie jako wiadomości drukowane na papierze, bo papier – cóż, staje się przeszłością. Prasy rozumianej jako medium dostarczające sprawdzone, zweryfikowane i pogłębione informacje. I organizując cywilizowaną debatę ludzi z różnych stron ideowego sporu, gdzie liczą się argumenty i dane, a nie pogardliwe,
potrzebne są pewne określone procedury medyczne, a w drugim całkiem inne. Ten nieracjonalny system powoduje, że obywatele są pozbawieni poszczególnych usług medycznych. Problem polskiego systemu opieki zdrowotnej polega na tym, że z tej samej puli budżetowych środków finansowane jest leczenie zarówno w placówkach publicznych, które muszą zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne, a więc mieć nierentowne oddziały, jak i prywatnych, które aplikują tylko o środki na opłacalne procedury medyczne. Niezbędna jest tu koordynacja, aby nie dochodziło do procesów, które nazywa się wyjadaniem rodzynków z ciasta.
Rozmawiał TOMASZ WOLF
wulgarne lub propagandowe twitty. Ale jakościowe dziennikarstwo jest kosztowne. W Polsce nieomal umarło, bo tradycyjne media są po prostu biedne. Może więc pojawienie się na rynku prasy tak bogatego gracza jak Orlen nie musi być jednoznacznie negatywne. Tak się stanie, jeśli tytuły i portale kupione ostatnio okażą się prymitywną tubą propagandową obecnej władzy. Jeśli jednak Orlen postawi na dziennikarstwo jakościowe, a nie propagandowe, jeśli uczyni ze swych nabytków miejsce debaty (także w sprawach lokalnych) otwartej dla ludzi z różnych opcji, którzy będą mogli wreszcie wymieniać ze sobą argumenty, a nie złośliwości, to zrobi coś bardzo sensownego. Coś, czego w Polsce ostatnimi czasy brakowało, bo prawie wszyscy pozamykali się w swoich gettach i bańkach. A dobra demokracja potrzebuje dobrych mediów.Oczywiście może to tylko idealistyczne mrzonki i czekają nas robione za publiczne pieniądze kolejne „Gazety Polskie” i Wpolityce.pl. Ale poczekajmy i oceniajmy po owocach.