Dlaczego zaszczuli Trumpa?
ZZa nieco ponad tydzień Donald Trump nie będzie już prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nie dajmy się jednak omamić krzywdzącym i naznaczonym moralną paniką ocenom jego rządów. Trump nie był prezydentem wielkich dokonań. Reforma podatkowa, wojna celna z Chinami, kilka proizraelskich gestów na Bliskim Wschodzie. Mało – zwłaszcza na tle słusznej diagnozy z roku 2016. Tej, którą Trump przebojem wygrał republikańskie prawybory, a potem (ku przerażeniu establishmentu) także Biały Dom. Tamta diagnoza („make America great again”) głosiła, że globalizacja i samolubność polityczno-ekonomicznych elit XXI w. zrobiły z Ameryki kraj przerażających nierówności. Pełen ludzi odartych z godności, którzy już nie wierzą w formułki o wspaniałej ojczyźnie wolności.
Trump nie bardzo mógł ten układ rozbić. Nie tylko dlatego, że współczesne liberalne demokracje wykształciły cały system blokad (politycznych i sądowych), które mają uniemożliwiać zmiany, których elity sobie nie życzą. Do tego doszła histeria elit. Trump nie był akceptowany nawet przez własną partię. Nie mówiąc już o liberalnym mieszczaństwie, które nigdy nie uznało jego demokratycznego zwycięstwa. Czytelnicy „New York Timesa” i widzowie CNN codziennie dostawali ten sam komunikat: „ten pajac nie jest naszym prezydentem”. Prawda nie miała tu większego znaczenia. Gdy oskarżenia o to, że Trump wygrał dzięki
rosyjskim hakerom, okazały się bezpodstawne, pojawiały się nowe zarzuty. I tak aż do końca. Nawet w ostatnim tygodniu dostaniemy od liberałów pokazową próbę impeachmentu na podstawie dość niejasnych opinii, że „zagraża narodowemu bezpieczeństwu”. Co osiągnął Trump? Najgłośniej ze wszystkich zakrzyknął, że liberalna demokracja jest naga. A jej zwolennikom nie chodzi wcale o rządy wszystkich ludzi, lecz o utrzymanie swojej władzy przy użyciu wszelkim możliwych środków. Widzimy to np. w ostatnich dniach, gdy otwarcie kibicujący Bidenowi szefowie korporacji medialnych z Doliny Krzemowej w praktyce zaczęli prezydenta supermocarstwa cenzurować. Bo mówił rzeczy, których – ich zdaniem – mówić nie wolno. Trump odchodzi pokonany. Był niczym lekarz przynoszący złe nowiny na temat stanu współczesnej demokracji. Najwygodniej było obciąć mu głowę i zrobić z niego winnego wszelkich nieszczęść. Ale przecież wszyscy wiemy, że tłuczenie termometru nikogo jeszcze z choroby nie wyleczyło.