Kamil był uparty i nie znosił przegrywać
Triumfator TCS sportowego bakcyla łyknął w klubie pani Jadwigi Staszel LKS Ząb:
Dzisiaj jest jednym z najwybitniejszych skoczków narciarskich w historii tej dyscypliny. Kamil Stoch (33 l.) swój sportowy talent objawił już jako kilkulatek. A regularne treningi rozpoczął w I klasie podstawówki, w klubie LKS Ząb, stworzonym przez nauczycielkę wf w tamtejszej szkole, Jadwigę Staszel.
– Był 1 kwietnia 1995 r. W Zębie odbywały się zawody szkolne dla klas czwartych. Kamil był dopiero w pierwszej klasie, ale też chciał się do tych zawodów zapisać – wspomina w rozmowie z „Super Expressem” pani Jadwiga (74 l.). – Zapowiedział jednak, że będzie tylko skakał. Wiedziałam, że ładnie zjeżdża, i namówiłam go, by wystartował w obu konkurencjach. Skutek był taki, że wygrał w slalomie, a w skokach znalazł się w połowie stawki. No bo ze starszymi o trzy lata wygrać wtedy nie mógł.
Podskakiwał na treningach
Tego samego, primaaprilisowego dnia pani Jadwiga wpadła na pomysł, by założyć klub sportowy w Zębie. Żeby umożliwić sportowy rozwój ośmioletniemu Kamilowi i innym młodym narciarzom. – Bo mały Kamil był talentem, a nie było możliwości, by ćwiczył w zakopiańskich klubach. Szkoda byłoby nie zająć się nim i innymi chłopcami – tłumaczy założycielka nieistniejącego już dziś LKS Ząb. – Do klubu wzięłam chłopaków nadpobudliwych.
Powiedziałam im, że jak chcą podskakiwać, to tutaj, na treningach. Działalność klubu narciarskiego przez pewien czas możliwa była tylko za pieniądze rodziców. – Bo kiedy klub powstał, gmina dała nam zero złotych – wspomina emerytowana nauczycielka. Za to szkoła podstawowa w Zębie tak ułożyła rozkład lekcji, by młodzi sportowcy mogli prowadzić treningi zimą jeszcze przy świetle dziennym. Z czasem udało się wydobyć od władz trochę funduszy, zatrudnić trenera. Treningi ogólnorozwojowe zaliczali na miejscu, a na skocznię jeździli do Zakopanego. Trenerami byli Adam Celej, potem Zbigniew Klimowski. W klubie z Zębu znalazł się m.in. nowotarżanin Dawid Kubacki (ur. 1990). – I Kamil, i Dawid Kubacki połknęli wtedy bakcyla treningu i nauczyli się systematycznej pracy. Za swój sukces uważam to, że wyłowiliśmy talenty, które nie zniechęciły się do pracy. Dzisiaj są świetnymi ambasadorami Polski – mówi pani Jadwiga.
Nadpobudliwy i szybki
Jadwiga Staszel zakwalifikowała też Kamila na zajęcia gimnastyki korekcyjnej. – Pamiętam, że był nadpobudliwy. I uparty, w dobrym znaczeniu – wspomina była nauczycielka. – Za moimi plecami wchodził na najwyższy szczebel drabinki i zeskakiwał z niej. Bałam się, że odbije sobie piętę, bo pod parkietem był beton. Dostał ode mnie „krechę”. To potem przez trzy tygodnie chodził za mną na korytarzu i pytał, czy może zno
wu przyjść. Wpuściłam go, a on przez kilka kolejnych lekcji nie zeskakiwał z drabinki.
Już w wieku 10 lat Kamil zadeklarował, że chce zostać mistrzem olimpijskim.
O jego świetnych predyspozycjach sportowych w wieku dziecka opowiadał nam Marek Wójcik (59 l.), który był jego nauczycielem wf po Jadwidze Staszel, w latach 1998–2000.
– Kamil przerastał wtedy swoich kolegów wytrzymałością i wydolnością. I chociaż był mikrego wzrostu, nie przeszkadzało mu to, bo miał znacznie większe zwinność i szybkość – podkreślał nauczyciel z Zębu. – A na skoczni ten wzrost wręcz mu pomagał. Był uzdolniony wszechstronnie. Bardzo lubił grać w piłkę nożną i pewnie byłby dobrym piłkarzem, gdyby wybrał ten sport. Nie trzeba mu było mówić, jak ma ustawiać stopę. Dobry był też w koszykówce – szybki, miękko biegający i skoczny. A skoro skoczny, to właśnie on wygrywał sprawdziany w skoku w dal. Nawet piłeczką palantową rzucał najdalej. Pierwsze sportowe sukcesy odniósł w... biegach narciarskich. Po kilku lekcjach biegania wystawiliśmy go do gminnych zawodów, a on je wygrał. A poza tym – wręcz nienawidził przegrywać.
DARIUSZ CHRABAŁOWSKI