Choroby współistniejące PO
WWydawałoby się, że jeśli gdzieś na polskiej scenie politycznej szukać chwiejącego się partyjnego gmachu, to należy go szukać wśród rządzących. Na zdrowy chłopski rozum skala problemów społecznych, politycznych, gospodarczych i pandemicznych powinna rozsadzić PiS i przyległości. Tymczasem spazmami kryzysu targana jest Platforma Obywatelska. Za trzy dni PO będzie świętować swoje 20. urodziny – staż jak na specyfikę polskiej polityki partyjnej wyjątkowo długi. Urodzinowa feta będzie się toczyć jednak w cieniu wielopiętrowego kryzysu wewnętrznego, którego ostatnim objawem jest odejście z partii jej wieloletniej polityczki Joanny Muchy. Sytuacja przypomina trochę małżeństwo z długim stażem, które swoją okrągłą rocznicę świętuje wyznaniem: „zmarnowałeś mi życie”. Co sprawia, że PO trzeszczy w szwach, kiedy powinna szykować się do przejęcia władzy po PiS? Kryzys jest rozległy i częściowo niemal tak stary jak sama Platforma. Przez lata budowana przez Tuska jako partia wodzowska, PO wycinała wszelkie przejawy wewnętrznej dyskusji, wycinała co bardziej niezależnych polityków, pogrążając się w intelektualnej gnuśności. Kiedy kierował nią Tusk, wszystko wydawało się poukładane, ale oparcie całej partii na jego osobie sprawiło, że kiedy niespodziewanie zniknął, zabrakło w niej ludzi, którzy mogliby PO wymyślić na nowo i przystosować do nowych czasów. Ciągła niezborność Platformy to efekt tego strukturalnego problemu. Do tego dochodzi kryzys polityczny, związany z niekończącymi się walkami wewnętrznymi, które nieustannie podważają przywództwo partii. Pilnowanie wśród frakcyjnych tarć pleców, by ktoś nie wbił w nie zdradzieckiego noża, zbyt pochłania PO, by mogła się skupić na walce o władzę.
Jakby tego było mało, partia targana jest egzystencjalnym kryzysem. Po przegranych w 2015 r. wyborach musiała bronić się nie tyle przed PiS, co przed politycznymi adwersarzami po liberalnej stronie. Pod przywództwem Schetyny Platforma postawiła na przetrwanie i poszła w kierunku umacniania twardego antypisowskiego elektoratu, by ten nie odpłynął do Nowoczesnej. Operacja zakończyła się sukcesem, Nowoczesną zwasalizowano, ale PO nie potrafiła już wyjść z trybu przetrwania w tryb ekspansji. Teraz, gdy na horyzoncie pojawia się Hołownia, historia się powtarza. O walce o nowych wyborców trudno mówić, gdy trzeba utrzymać starych. Kryzys PO więc trwa i najwyraźniej ma trwać.