FORTUNA jej sprzyja
– Twoja historia udowadnia, że marzenia się spełniają, bo nigdy nie ukrywałaś, że od dawna marzyłaś o telewizji. Pamiętasz moment, gdy po raz pierwszy poczułaś, że chciałabyś pracować przed kamerą?
– Kiedy miałam 14, może 15 lat. Będąc nastolatką, oglądałam wybory Miss Polonia. Wiedziałam też, jakie kariery robiły później niektóre dziewczyny, które brały udział w tych konkursach. Zaczęło się to powoli układać w mojej głowie i stwierdziłam, że konkurs Miss Polonia może być dobrą trampoliną, furtką, która może otworzyć drzwi do świata telewizji. Mój udział w konkursie nie wynikał więc po prostu z chęci pokazania się czy konkurowania z innymi dziewczynami, tym bardziej że uważam ocenianie kogoś po urodzie za dosyć powierzchowne. Wiedziałam, po co tam idę.
– Co czuje młoda dziewczyna, która zdobywa tytuł Najpiękniejszej Polki?
– To oczywiście bardzo miłe, kiedy ktoś tak mówi, ale w życiu nie nazwałabym siebie najpiękniejszą Polką, bo widzę na ulicach mnóstwo pięknych kobiet. Po prostu byłam najlepszą kandydatką w oczach jurorów spośród 20 dziewczyn, które walczyły w konkursie. Co oczywiście nie oznacza, że wrażenie nie było niesamowite, bo czułam się trochę jak w bajce. Ktoś do mnie podchodzi, wręcza koronę, nakłada ją na głowę… Nie ukrywam, że poleciało też kilka łez, gdy odpuścił już stres, który mi towarzyszył przez ostatnie dni czy wręcz tygodnie, zwłaszcza gdy finał już się zbliżał wielkimi krokami i wiedziałam, że potencjalna wygrana mogłaby sprawić, że moje życie się zmieni. I rzeczywiście się bardzo zmieniło. – Wkrótce potem spełniło się kolejne marzenie i zadebiutowałaś jako współprowadząca „Koła fortuny”. Na ile w twoim przypadku zadziałała ciężka, żmudna walka o marzenia, a na ile właśnie ten tytułowy łut szczęścia? – Muszę przyznać, że to było w dużym stopniu szczęście. Myślę, że to wszystko w jakiś sposób zostało trochę przeze mnie, że tak powiem, wymarzone, zwizualizowane, a trochę w jakiś sposób wymodlone. To jest trochę jak u nas w „Kole fortuny” – niektórym to szczęście sprzyja, a czasem ewidentnie go brakuje, nawet gdy jest wiedza i są chęci. Gdy jednak brakuje tego ostatniego czynnika, czyli po prostu szczęścia, to nie zawsze wychodzi. Choć oczywiście szczęściu też trzeba pomóc. Ja wcześniej brałam udział w trzech konkursach, m.in. Miss Polski, i tam mi się nie udawało. Dlatego uważam, że trzeba czasem swoje odczekać, nie poddawać się, aż w końcu, jak w naszym programie, wylosuje się to dobre pole.
– Teraz historia trochę zatacza koło, bo znów połączysz siły z Rafałem Brzozowskim, u boku którego wtedy debiutowałaś, choć tym razem w programie „Jaka to melodia?” i będziecie razem śpiewać.
– To jest dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Dotąd zdarzało mi się jedynie śpiewać podczas szkolnych apeli. Przyznam się, że wstydziłam się swojego głosu, choć mama nieraz mnie zachęcała do śpiewania. Kiedy jednak przyszła propozycja, żebym zaśpiewała w programie, doszłam do wniosku, że druga taka szansa się nie powtórzy. Do tego tak bezpieczna, bo nie dość, że w swojej stacji, to jeszcze z Rafałem u boku, bo zaśpiewamy także w duecie. Mam nadzieję, że wszystko dobrze wypadnie, ale też jestem ciekawa oceny widzów. Lubię się rozwijać i próbować nowych rzeczy. Gdyby okazało się, że to rzeczywiście fajnie brzmi, to choćby z potrzeby własnego rozwoju raz na jakiś czas chętnie wezmę lekcje śpiewu.
– Z Rafałem Brzozowskim już w „Kole fortuny” stworzyliście parę, która szybko zdobyła sympatię widzów. Jaka jest twoim zdaniem recepta na udany duet telewizyjny?
– Gdy zaczynaliśmy, Rafał miał już pewne doświadczenie w pracy z kamerami, ale był to jego debiut w roli prowadzącego tak duży format. Ja też byłam debiutantką. Na samym początku usłyszeliśmy od produkcji – co oboje wzięliśmy sobie do serca – że w duecie każda ze stron powinna myśleć o tym, aby ta druga wypadła jak najlepiej. I w ten właśnie sposób pracowaliśmy ze sobą, podobnie jak teraz pracuję z Norbim. Nie ma u nas przepychanek czy walki o dojście do słowa. To było dla nas najważniejsze, a dodatkowo po prostu dobrze się dogadywaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Mamy wiele wspólnych tematów i zainteresowań, m.in. sport.
– Co teraz znajduje się na twojej liście kolejnych marzeń do spełnienia?
– Marzy mi się jakiś program bardziej lifestylowy, w którym mogłabym pokazać siebie z nieco innej strony niż w „Kole fortuny”, gdzie jestem ułożoną panią prowadzącą, co nie całkiem jest kompatybilne z moim temperamentem. Jestem osobą charakterną, lubię się wygłupiać i uwielbiam cięty humor, więc myślę, że taki program byłby dla mnie w sam raz. Staram się próbować różnych rzeczy i przyznam, że dostaję sporo propozycji, ale staram się też nie rozpychać łokciami. Nie chciałabym, żeby w pewnym momencie było mnie w telewizji wręcz za dużo, bo wiem, że nie zawsze też jest to dobrze przyjmowane przez widzów. Raczej wychodzę z założenia, że skoro wcześniej powierzyłam swój los Opatrzności, to powinnam się tego trzymać i jeżeli coś ma do mnie przyjść, to po prostu przyjdzie.
Rozm. Aleksandra Pawłowska