Trump zniknął, kontrowersje nie
NNowy prezydent USA Joe Biden podjął pierwsze decyzje. Reakcje na nie pokazują dość oczywistą rzecz, o której zazwyczaj jednak zapominamy. Rzadko jest tak, że polityczna decyzja uszczęśliwia wszystkich. Niezależnie od tego, czy decyduje Biden, czy Trump, Morawiecki, czy Tusk. Żaden z nich nie jest Panem Bogiem, a świat nie jest Niebem. Biden zaczął sprzątanie po Trumpie, m.in. likwidując projekt rurociągu między Kanadą a Stanami Zjednoczonymi, który wspierała poprzednia administracja. Nowy prezydent kierował się względami ekologicznymi. Ale każdy medal ma dwie strony. W tym wypadku są to interesy Kanady, dla której to straszliwy cios ekonomiczny. W efekcie doszło do spięcia między sąsiadami, a Biden musi sobie radzić z pierwszym międzynarodowym kryzysem. Nowy prezydent przystąpił także do przeprowadzania obyczajowej rewolucji. Istotnym elementem tego planu było dopuszczenie w szkołach publicznych chłopców określających się jako dziewczyny do żeńskich drużyn sportowych. Miało to likwidować dyskryminację osób transpłciowych, tyle że doprowadziło do dyskryminacji… kobiet. W USA pojawiły się liczne głosy – także feministek – że Biden właściwie zamordował kobiecy sport, ponieważ biologiczni mężczyźni (uznający się za kobiety) fizycznie górują nad paniami, które nie mają najmniejszych szans w konfrontacji z transseksualistami. Kobiety czują się dyskryminowane i – co ciekawe – to efekt działań liberała, a nie konserwatysty. Wiara w to, że w momencie odejścia Trumpa i przejęcia władzy przez Bidena znikną wszelkie kontrowersje i rozpocznie się błoga epoka szczęśliwości, jest naiwna. Taka jest natura świata, że rozwiązanie jednego problemu zazwyczaj generuje inny. Rzeczywistość to skomplikowana plątanina naczyń połączonych i każda decyzja polityczna zadowala jednych, ale rozczarowuje innych. I nawet Biden nic na to nie poradzi.