Fabryka snów jest nie dla mnie
Od 20 lat żyje w Chicago i twierdzi, że to miasto otworzyło przed nią niezliczone możliwości. Małgorzata Duch (44 l.) szeroko z nich więc korzysta. Realizuje swoją aktorską pasję, jest mamą, żoną i bizneswoman, która w biznes zamieniła swoje drugie hobby. O tym, jak wyglądała jej ścieżka od przyjazdu do USA opowiedziała w rozmowie z „Super Expressem”.
„Super Express”: – Jak się znalazłaś w Chicago?
Małgorzata Duch: – Mój wyjazd z rodzinnej Warszawy do USA był czystym przypadkiem, a raczej powiedziałabym, że bardziej zrządzeniem losu. Choć nigdy nie przypuszczałam, że będę tu mieszkać, to bardzo się cieszę, że tak właśnie potoczyło się moje życie, ponieważ Chicago otworzyło przede mną niezliczoną ilość możliwości. Od mojego wyjazdu z Polski mija właśnie dwadzieścia długich i wspaniałych lat, podczas których odkrywałam różne swoje zainteresowania oraz pasje. Jedną z nich okazało się aktorstwo.
– Jak się zaczęła twoja przygoda ze sceną?
– Po urodzeniu córek moje życie ograniczyło się do bycia mamą i żoną. Nie ukrywam, że po kilku latach zatęskniłam za czymś, co byłoby tylko moje i tylko dla mnie. Zapisując swoje dzieci na Warsztaty Teatralne, poznałam szefową tego teatru Agatę Paleczny, która zaprosiła mnie do wzięcia udziału w warsztatach dla dorosłych, i tak zaczęła się moja wielka przygoda z aktorstwem. Później pojawił się Andrzej Krukowski, który wspólnie z naszą ekipą stworzył chicagowski Teatr Nasz, dobrze znany Polonii. Z ogromnym sukcesem wystawiliśmy już takie przedstawienia jak „Bal w Operze” Juliana Tuwima oraz „Operettę Kicz Gombrowicza”. W obu tych sztukach wcieliłam się w role męskie, co było dla mnie nie lada wyzwaniem, jak i również bardzo ciekawym przeżyciem. Jako aktorka nie mam szczególnych preferencji czy marzeń zawodowych co do kreowanych przeze mnie postaci czy sztuk, w których chciałabym zagrać. Uwielbiam wyzwania i wierzę w to, że z każdej nawet najmniejszej roli da się wykrzesać wspaniałą postać.
– Marzysz o Hollywood?
– Fabryka Snów jest nie dla mnie. Nie, nie interesuje mnie komercja. Moja pasja teatralna nie jest dla mnie źródłem dochodów, a wręcz przeciwnie, pochłania wiele mojego czasu i środków. Sztuka jest dla mnie pewnego rodzaju terapią, sposobem na życie, na spędzanie wolnego czasu, na poznawanie nowych ludzi, a przede wszystkim na poznawanie samej siebie.
– Teatr nie jest twoim jedynym konikiem...
– Tak, drugi stał się moją pracą. To zdrowa żywność i kosmetyki. Od lat produkuję dla swojej rodziny wszystko, począwszy od mydeł, kremów, kul do kąpieli po proszki do prania, płyny do sprzątania oraz do zmywania. Równocześnie zainteresowałam się fermentacją przedłużającą trwałość produktów żywieniowych, chroniącą je przed psuciem. Fermentacja pochłonęła mnie bez reszty. Kisiłam wszystko, co mi wpadło w ręce. Warzywa, owoce, a nawet kwiaty. Robiłam octy oraz różnego rodzaju mieszanki. Krótko mówiąc, wszędzie siałam ferment (śmiech). Oczywiście obdarowywałam owocami mojej pracy swoich znajomych i tak właśnie odkryłam, że na rynku jest spore zapotrzebowanie na takie produkty i że wszyscy konsumenci byli zadowoleni z ich jakości. – Jaka jest tajemnica sukcesu twego fermentu?
– Zdradzę tajemnicę, że do produkcji używam najwyższej jakości składników, ale przede wszystkim w każdy mój produkt wkładam wiele serca. Dopieszczam każdy szczegół i nigdy nie idę na łatwiznę, nie obniżam poprzeczki. Wszystko w życiu robię na sto procent. Moja zasada to wszystko albo nic. Jeżeli nie mogę poświęć się czemuś do końca, nie podejmuję się wyzwania, a jeśli się podejmują, to walczę do końca. I z tego właśnie powodu nie gram w najnowszej sztuce Teatru Nasz pod tytułem „Zemsta”. Ten czas postanowiłam poświęcić na rozwinięcie mojej firmy i to zaowocowało wejściem moich produktów do sklepów, co pozwoliło mi znów wrócić do aktorstwa. Obecnie pracuję nad dwoma projektami, o których wkrótce się dowiecie.
ROZMAWIAŁA MARTA J. RAWICZ