Wójtowicz walczy o życie
Jeden z najwybitniejszych siatkarzy wszech czasów, Tomasz Wójtowicz (68 l.), toczy trudny bój z podstępnym przeciwnikiem. Mistrza olimpijskiego i mistrza świata zaatakował nowotwór, ale i to starcie pan Tomek zdaje się przechylać na swoją stronę. W rozmowie z „Super Expressem” opowiada o najtrudniejszym pojedynku w życiu.
– Można być w ogóle przygotowanym do takiej potyczki? Tomasz Wójtowicz: – Ducha walki mam zakodowanego od lat, biliśmy się przecież w drużynie o najwyższe trofea nie raz w trudnych pięciosetowych meczach. Ja sobie mówię, że teraz też toczę pięciosetówkę, w której zamierzam pokonać groźnego przeciwnika.
– Słyszę w pana głosie optymizm. Terapia okazuje się skuteczna.
– Przechodzę serie chemioterapii, generalnie tomograf co dwa miesiące pokazuje pozytywne wyniki. Nie ma żadnych zmian, które byłyby niepokojące. Nic nowego się nie pojawia. – Skutków ubocznych przyjmowania chemii nie zdołał pan niestety uniknąć?
– Jedna z substancji przyjmowanych w chemioterapii spowodowała porażenie nerwów obwodowych, co na jakiś czas sprawiło, że mogłem poruszać się jedynie na wózku. Ostatnio, dzięki rehabilitacji, idzie ku lepszemu. Mam chodzik, który poprawia mobilność. Przez brak ruchu pozanikały mi mięśnie nóg i trzeba się z tym uporać. Żartuję sobie, że znowu po latach wróciłem na siłownię...
– W całym nieszczęściu jedno, co było dobre, to że guz trzustki okazał się operacyjny?
– Też tak uważam, bo w większości przypadków jest za późno na ingerencję chirurgiczną. U mnie zmiany było widać tylko w tomografii komputerowej, badanie USG niczego nie pokazało. Gdybym nie dostał żółtaczki, tobym do dzisiaj mógł nie wiedzieć, że jest tak źle.
– Toczy pan pięciosetowy mecz z trudnym przeciwnikiem. Kiedy Tomasz Wójtowicz wbije znad siatki zwycięską piłkę?
– Myślę, że już niedługo. Mam nadzieję, że ten ostatni punkt przyjdzie wkrótce. W przeszłości bywało tak nie raz. Wiem, jak to się robi.
Rozmawiał MAREK ŻOCHOWSKI