Wyrzucili ją z pracy, bo SKARŻYŁA SIĘ NA BRAK MASECZEK
Położna wytoczyła proces szpitalowi w Nowym Targu
Zwolniono ją z pracy dyscyplinarnie na samym początku epidemii. Renata Piżanowska (50 l.), położna ze szpitala powiatowego w Nowym Targu, uważa, że stało się tak, bo napisała w mediach społecznościowych o braku w szpitalu maseczek ochronnych. W środę ruszył przed sądem proces. Kobieta domaga się przywrócenia jej do pracy.
To był 18 marzec 2020 r. – pierwszy tydzień po ogłoszeniu epidemii w Polsce. Renata Piżanowska zamieściła w internecie dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało zniszczone płynem do dezynfekcji dłonie położnej, drugie – prowizoryczną maseczkę wykonaną z serwetki. „Tak więc Panie prezydencie Andrzeju Duda, nie mamy wszystkiego, jak widać” – napisała pod zdjęciami pani Renata.
Ku swojemu zdumieniu dwa dni później kobieta została zwolniona dyscyplinarnie, po 26 latach pracy. Dyrektor szpitala Marek Wierzba przyznał, że zwolnienie miało związek z wpisem na portalu. Uznał działanie podwładnej za sianie paniki, a przekazane przez nią informacje za nieprawdziwe. Jednak kilka dni po wręczeniu wypowiedzenia szpital w Nowym
Targu zaapelował w sieci o przekazywanie płynu do odkażania oraz maseczek ochronnych.
Położna nie zgodziła się z wypowiedzeniem i skierowała sprawę do sądu. Pani Renata walczy nie tylko o przywrócenie do pracy, lecz także o dobre imię. W środę odbyła się pierwsza rozprawa, bez udziału mediów. Przesłuchani zostali na niej świadkowie wskazani przez szpital.
– Ja tylko napisałam prawdę.
Mój wpis był aktem desperacji i krzykiem rozpaczy. Był prawdziwy. Żałuję, że tak późno to napisałam, a brakowało dosłownie wszystkiego – zapewnia położna.
ANITA LESZAJ