W TEJ KA uratowali
Andrzej Stękała (25 l.) w tym sezonie Pucharu Świata odrodził się jak Feniks z popiołów. Skreślony przez Stefana Horngachera skoczek pod okiem Michala Doleżala dostał drugie sportowe życie. I jak na razie wykorzystuje swoją szansę doskonale. Jego losy mogły potoczyć się jednak zupełnie inaczej. Pomysł porzucenia skoków Stękale z głowy wybili przyjaciele z karczmy, w której pracował. To w dużej mierze dzięki Halinie Zapotocznej i Krzysztofowi Klusiowi kibice mogą cieszyć się z ostatnich sukcesów zakopianina.
Historia Stękały nadaje się na scenariusz dobrego filmu. Teraz przeżywa wspaniałe chwile w karierze, ale niewiele brakowało, aby kilka lat temu zrezygnował ze skakania. Jego sytuacja była bardzo zła i obowiązki zawodnika musiał łączyć z pracą. Pomocną dłoń wyciągnięto do niego w karczmie Chata Zbójnicka, gdzie Stękała pracował od września 2017 r. – Przyszedł kiedyś do nas odwiedzić kolegę, który tutaj pracował, i akurat szukaliśmy pracownika. Znajomy powiedział mu, że mamy wakat i tak to się zaczęło – opowiada właścicielka restauracji Halina Zapotoczna. Podkreśla jednocześnie, że ani myśli go zwolnić. – Andrzej nadal u nas pracuje! Nie zwolniłam go przecież. Teraz po prostu ma urlop – śmieje się.
Skoczek pracę w karczmie zaczynał na zmywaku, ale bardzo szybko został kelnerem. A zadecydował o tym przypadek. – Zabrakło człowieka na sali i Andrzej został przymuszony przez szefową. Bardzo szybko się uczył – wyjawia Krzysztof Kluś, kelner i dobry znajomy skoczka. Zapotoczna i Kluś podkreślają, że Stękała świetnie spisywał się w nowej roli. A pomógł mu w tym jego charakter. – Ma świetny kontakt z ludźmi. Jest szczery, zabawny i otwarty. Klienci go pokochali i wciąż o niego pytają – mówi Kluś, a wtóruje mu właścicielka karczmy: – To człowiek z dużym poczuciem humoru.
Stękała w pracy spędzał
4–6 godzin dziennie, a następnie udawał się na treningi. Były jednak momenty zwątpienia. – Miał czasami chwile załamania, ale wstrząsnęło się nim kilka razy i rezygnował z myśli o rzuceniu skoków. Cała sytuacja dołowała go, ale wtedy wkraczała szefowa i rozmawiała z Andrzejem – wspomina Kluś. – Zawsze wierzyliśmy w niego i nie pozwalaliśmy na myślenie o rzuceniu skakania – dodaje Zapotoczna.
Karczma Chata Zbójnicka specjalizuje się w daniach z baraniny i pod tym względem należy do czołówki w Polsce. Ulubione danie Stękały jest jednak inne. – Uwielbia udko z kaczki i dobrze wysmażony boczek. Taki bardzo cienki, niemal jak bibuła – zdradza Zapotoczna. W karczmie wisi już plastron Stękały, który obiecał, że niedługo przekaże też narty. Przyjaciele skoczka nie mają wątpliwości, że będzie to bardzo cenny eksponat.
PAWEŁ SKRABA, DAMIAN OKŁA