WOŚ VOŚ POPULI
COVID, oddawaj kolory!
PPandemia to oczywiście strach. Przed chorobą, a w wielu wypadkach nawet tragiczne doświadczenie utraty bliskich. Ale to nie tylko to. Ten cały COVID-19 zabrał nam coś jeszcze. Odarł nam życie z wielu kolorów, wprowadzając nas (na powrót) w stan swego rodzaju kolektywnej depresji.
Nienawidzę wspomnienia polskiej transformacji lat 90. Również z powodu osobistego doświadczenia. W miejscu, z którego pochodzę, to był straszny czas. Ludzie pozbawieni nagle fundamentów egzystencjalnego bezpieczeństwa schowali się wtedy za gardą. W jakimś sensie oddając walkowerem marzenie o życiu pełnym i kolorowym.
Urlopy i podróże? No to stać tylko bogaczy. A jak już koniecznie musisz wyjść z domu, to idź sobie na spacer do lasu. Kino albo restauracja? Zawracanie głowy, lepiej zjeść kolację w domu przed telewizorem. Knajpa? W życiu! To miejsce dla luzerów topiących swoje smutki. Spotkania z przyjaciółmi? Nie ma na to czasu ani siły, bo trzeba pracować na dwa etaty albo się uczyć, żeby mieć „inne życie”. Później dowiedziałem się, że nie było to moje subiektywne doświadczenie jednostkowe. Ten rodzaj wspólnej traumy polskiego skoku w kapitalizm odczuwalny był jak Polska długa i szeroka. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Lubiłem ostatnie lata III RP, bo te tendencje zaczęły się wreszcie trochę odwracać. A dzielony nieco bardziej sprawiedliwie dobrobyt zaczął pozwalać nawet normalnym
ludziom na odkładaną latami wakacyjną podróż czy wyjście z przyjaciółmi do lokalu, na koncert albo do kina. Bez aż tak dojmującego wyrzutu sumienia, że się niepotrzebnie szasta groszem. Ludzie wreszcie mogli opuścić gardę. Trochę odetchnąć. Dostrzec, że życie może mieć trochę koloru. I dokładnie wtedy zaatakował COVID-19. I znów nam tak wiele rzeczy odebrał. Podróże stały się problemem, spotkania zagrożeniem, a praca znów mniej pewna. Wróciły kanapki przed telewizorem. Praca rozlała się na sypialnie, zamieniając je w home office. Rozmowy z żywym człowiekiem przeniosły się do sieci, gdzie łatwiej się na bliźnim wyładować i obmówić go bez konieczności patrzenia w oczy. Brakuje wspólnego świętowania i robienia rzeczy razem. Kolory życia znów zaczęły blaknąć. Pocieszamy się, że to się kiedyś skończy. Oby. Obyśmy nie dali się osaczyć zgnuśnieniu, izolacji i frustracji, które zaserwował nam wirus. Czego i sobie i Państwu z okazji nadchodzących świąt serdecznie życzę.