Pozwólcie nam wrócić do pracy!
Dziś mijają 194 dni od wejścia w życie rozporządzenia zakazującego restauratorom przyjmowania gości. I choć od 15 maja lokale będą mogły obsługiwać klientelę w ogródkach na świeżym powietrzu, zdesperowani gastronomowie obawiają się, że ten półśrodek to za mało, by uratować konającą branżę. – Każdy kolejny dzień naszego zamknięcia przynosi ogromne straty! – woła zrozpaczony Tomasz Czakiert (54 l.), menedżer restauracji w Rzgowie koło Łodzi.
Koszmar właścicieli pozamykanych restauracji bezlitośnie odzwierciedlają liczby. Z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor i BIK wynika, że zaległości branży gastronomicznej wzrosły od kwietnia ubiegłego roku do lutego o jedną dziesiątą, do prawie 715 mln zł. Ponadto 7 na 10 restauratorów określa swoją kondycję finansową jako „słabą i złą”. Z kolei Izba Gospodarczej Gastronomii Polskiej oszacowała straty polskiego sektora gastro na 30 mld zł w związku z pandemią COVID-19.
Tymczasem epidemia powoli odpuszcza. Pięciodniowa średnia zakażeń spadła poniżej średnich odnotowywanych w połowie października, kiedy to restauracje wciąż były otwarte. Ponadto ruszyła masowa akcja szczepień przeciw COVID-19, mogąca ochronić wielu potencjalnych klientów restauracji przed zachorowaniem. Dlaczego zatem rząd nie decyduje się na otwarcie restauracji i czeka z tym aż do końca miesiąca? – Pozwólcie nam już teraz odmrozić nasze stoliki! – apelują restauratorzy i gwarantują zachowanie w swoich lokalach wszelkich wymaganych zasad sanitarnych.
Tomasz Czakiert, menedżer restauracji w Rzgowie koło Łodzi:
– Każdy kolejny dzień naszego zamknięcia przynosi ogromne straty. Nie zarabiamy, a ponosimy stałe koszty. Nikogo nie zwolniliśmy, więc wynagrodzenia musimy płacić. Tak samo jest z opłatami za media, koncesje, ZAiKS. Otwarcie ogródków od 15 maja to krok w dobrym kierunku, ale czekamy z niecierpliwością na możliwość pełnej
działalności.
Katarzyna Obara, restauratorka z Wrocławia:
– Przeżyliśmy najgorszy okres w ostatnich dziesięcioleciach, niektóre restauracje bezpowrotnie zniknęły, inni liczą na to, że złapią tlen w majowym otwarciu ogródków gastronomicznych, ale odbudowa strat potrwa wiele miesięcy. Im szybciej zaczniemy normalną pracę, tym lepiej.
Izabela Nowak, restauratorka z Koszalina:
– Cieszę się bardzo, że będzie można w miarę normalnie funkcjonować. Musiałam przestawić restaurację na dowóz jedzenia do klienta. To niestety wiązało się ze zwolnieniami, chociażby barmanów. Do 15 maja muszę zatrudnić kilka osób, ogródek wymaga już większej liczby kelnerów do obsługi gości.