Rosyjscy żołnierz e pozostaną u polskich granic
„Super Express”: – Od wielu tygodni na granicy polsko–białoruskiej i szerzej na granicach Białorusi z państwami UE trwa kryzys wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który szmugluje do Unii zdesperowanych uchodźców z Afryki, Bliskiego Wschodu i Afganistanu. Jak pan ocenia tę sprawę?
Paweł Łatuszka: – Niedawno Łukaszenka wniósł do tzw. parlamentu białoruskiego wniosek o wycofanie się z umowy z Unią Europejską o readmisji, czyli odsyłaniu uchodźców nielegalnie przekraczających granicę do państwa, z którego przybyli. To kolejny krok, którym Łukaszenka pokazuje, że nie chce żadnej współpracy z UE. To jego odpowiedź na działania Wspólnoty Europejskiej, która jednym głosem wypowiedziała się przeciwko morderstwom politycznym na Białorusi, masowym torturom Białorusinów niezgadzających się z Łukaszenką i prześladowaniom białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. Reżim w Mińsku nie tylko chce udowodnić, że nie zamierza się wycofywać z represji wobec własnych obywateli, ale też chce wywołanym przez siebie kryzysem podwyższyć koszty polityki Unii wobec niego i tym samym pokazać swoją siłę. Trzeba w tym wszystkim zwrócić uwagę na jedno. – Co takiego?
– Brakuje w Unii Europejskiej zrozumienia dla sytuacji na Białorusi. Nie została opracowana spójna strategia działań Zachodu wobec reżimu Łukaszenki. Wiemy, że Łukaszenka mordował ludzi już w latach 90. W ubiegłym roku wydał rozkaz strzelania do protestujących Białorusinów, w tym roku represjonowani obywatele Białorusi giną w więzieniach. Mamy do czynienia z człowiekiem, który dla utrzymania władzy jest gotów popełniać najgorsze zbrodnie i rodzi się pytanie, co Europa i Zachód mają zamiar zrobić z takim człowiekiem. Potrzebna jest strategia wobec jego reżimu. – Na razie jest oburzenie wobec tego, co robi na graniach unijnych z uchodźcami. Ten kryzys to próba zmuszenia Unii do negocjacji z nim i wycofania się z poparcia dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego?
– Musimy na to spojrzeć szerzej. Łukaszenka chce wykorzystać sytuację na granicach oraz fakt to, że w aresztach i zakładach karnych na Białorusi przetrzymuje tysiące więźniów politycznych, do handlu z Zachodem. Każdego dnia na Białorusi zatrzymywani są ludzie za swój opór wobec reżimu. Kilkanaście dni temu reżim skazał działaczy opozycji Maryję Kalesnikową i Maksyma Znaka na wieloletnie więzienie. Masowe represje, rosnąca liczba więźniów politycznych oraz wywołanie wojny hybrydowej z Unią Europejską to szantaż, który ma pokazać Zachodowi,
że ten nie ma wyboru – musi siąść z nim do stołu negocjacyjnego i się z nim pogodzić.
– Kryzys migracyjny zdaje się tylko eskalować. Słychać, że Łukaszenka otwiera Białoruś na kolejnych „turystów” z Bliskiego Wschodu i można spodziewać się, że sytuacja na granicy będzie eskalować. Ile to może jeszcze potrwać?
I jak zmusić Łukaszenkę do zakończenia tego szantażu?
– Sądzę, że ta wojna hybrydowa Łukaszenki z Zachodem to decydujący moment. Unia Europejska musi w końcu uznać jego reżim za terrorystyczny. Podstaw do tego nie brakuje: porwanie cywilnego samolotu, handel ludźmi, wojna hybrydowa, masowe represje. Druga sprawa to pozbawienie Łukaszenki i jego reżimu uznania międzynarodowego. Co prawda, wszyscy przyznali, że wybory zostały sfałszowane, ale nadal Łukaszenka jest uznawany za pana i władcę Białorusi. To sprawiło, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekazał mu prawie miliard dolarów wsparcia. I znów wracamy do strategii. Z jednej strony wprowadzane są sankcje, ale z drugiej świat daje mu mnóstwo twardej waluty, za którą kupi jeszcze więcej samolotów, by sprowadzały na Białoruś jeszcze więcej imigrantów. Łukaszenka straszy też przerzutem narkotyków, a nawet materiałów radioaktywnych. Tu trzeba w końcu działać. Jeśli Europa pokaże swoją siłę, wtedy on się podda.
– Są różne interpretacje tego, co robi Łukaszenka na granicy. Jedni uważają, że to jego autorska szarża, inni – że stoi za tym Rosja. Pana zdaniem co jest prawdą?
– Jeżeli kraj sąsiadujący z Białorusią nie krytykuje Łukaszenki za zorganizowanie przerzutu nielegalnych imigrantów, trzeba postawić pytanie, czy ten kraj zgadza się z działalnością Łukaszenki, czy nie. Myślę, że Federacja Rosyjska powinna dać tu jasny sygnał, czy popiera ten proceder, czy nie. Wydaje się, że Moskwie zależy na tym, żeby jeszcze bardziej izolować Łukaszenkę od Zachodu. To przy utrzy
[ Ta wojna hybrydowa Łukaszenki z Zachodem to decydujący moment. Unia Europejska musi w końcu uznać jego reżim za terrorystyczny
[ Łukaszenka za rosyjskie wsparcie w obronie swojej władzy jest gotowy na wszystko. W najlepszym razie jego trwanie będzie oznaczać, że z niezależności Białorusi zostaną tylko granice na mapie i flaga w ONZ
maniu go przez Rosję przy władzy pozwoli domagać się od niego wielkich ustępstw na jej rzecz i oddania suwerenności Białorusi w ręce Moskwy. To już się dzieje. Jeśli nic się nie zmieni, już wkrótce Białorusi jako podmiotowego bytu międzynarodowego nie będzie.
– Aż tak pesymistycznie rysuje się ta perspektywa?
– Łukaszenka za rosyjskie wsparcie w obronie swojej władzy jest gotowy na wszystko. W najlepszym razie jego trwanie będzie oznaczać, że z niezależności Białorusi zostaną tylko granice na mapie i flaga w ONZ, ale wszystkie decyzje będzie podejmować Moskwa. W najgorszym wariancie Białoruś stanie się jednym z subiektów Federacji Rosyjskiej.
– Może więc trzeba zmniejszyć zachodnią presję na Łukaszenkę, by miał pole manewru i nie oddał białoruskiej niepodległości za rosyjską kroplówkę podtrzymującą jego władzę?
– Łukaszenka i tak jest uzależniony od Putina. Nie można sądzić, że jedna osoba – dyktator i międzynarodowy przestępca, którym jest Łukaszenka – może gwarantować niepodległość Białorusi. Obronić niepodległość może tylko białoruskie społeczeństwo i trzeba mu pomóc stworzyć do tego warunki. Jeśli pozostawimy tę sprawę w rękach Łukaszenki, Białoruś prędzej czy później przestanie istnieć. Powtórzę jeszcze raz: przyszedł czas, by podejmować decyzje, a nie czekać, aż białoruski kryzys sam się rozwiąże.
– W tym kontekście warto zwrócić uwagę na zakończone właśnie białorusko– rosyjskie manewry Zapad. Wielu niezależnych ekspertów białoruskich zwraca uwagę, że wraz z ich zakończeniem nie kończy się obecność wojsk rosyjskich na Białorusi. Część z nich może zostać jako element przejmowania przez Moskwę kompetencji Białorusi do prowadzenia samodzielnej polityki obronnej. Podziela pan te obawy?
– W ramach tzw. kart drogowych, które mają prowadzić do „pogłębionej integracji” Białorusi i Rosji, są kwestie militarne. Już powstały de facto centra ćwiczeń wojskowych w Grodnie, Brześciu i Baranowiczach. Oficjalnie ich powstanie ma na celu lepszą koordynację sił zbrojnych Białorusi i Rosji, ale tak naprawdę to znalezienie „prawnego” uzasadnienia dla powstania realnych rosyjskich baz wojskowych. Bo tak naprawdę tym one są. Oficjalnie mówi się o rotacyjnej obecności rosyjskich żołnierzy, ale to oznacza, że oni będą stacjonować na stałe w Grodnie, Brześciu i Baranowiczach. To kolejny element zagrożenia nie tylko dla sąsiadów Białorusi, lecz także dla samej Białorusi i jej niepodległości. – Pana środowisko ma kontakty w białoruskim establishmencie. Jak on ocenia to, co dziś dzieje się na Białorusi i wokół niej? Jak zwłaszcza oceniają go białoruskie służby? Mogą wypowiedzieć posłuszeństwo Łukaszence? – Podziały co do oceny tego, co się na Białorusi dzieje, są i w resortach siłowych. Wielu oficerów odeszło ze służby w wojsku czy milicji i są obiektem represji. Albo siedzą dziś w więzieniach, albo uciekli za granicę. Według moich ocen ok. 25 proc. służb i armii jest po stronie Białorusinów i jeśli przyjdzie co do czego, będą gotowi za nich walczyć. Lojalistów z krwią na rękach również jest ok. 25 proc. Reszta się przygląda rozwojowi sytuacji. Jeśli znów na ulice białoruskich miast i miasteczek wyszłyby setki tysięcy osób, jak miało to miejsce rok temu, to te 25 proc. wiernych Łukaszence nie będzie w stanie opanować sytuacji. Ale aby tak się stało, potrzebna jest akumulacja konkretnych działań i ze strony Zachodu, i ze strony białoruskiego społeczeństwa. Rozmawiał
TOMASZ WALCZAK