Nakarmić bezdomnego
Bezdomnych spotyka się w najmniej oczekiwanych miejscach. Są obecni w naszym życiu tak często, że przestajemy ich zauważać. Czy tak powinno być? Czy nie powinniśmy im jakoś pomóc?
Człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wielu sytuacji. Społeczeństwo obojętnieje na los bliźniego. Goniąc za codziennością, nie dostrzega piękna stworzenia. Mijają z obojętnością jedni drugich. Pędzą zamyśleni, jak wypełnić listę spraw do załatwienia w dany dzień. Jakże trudnym staje się zauważenie tego, co nie jest piękne, tego, co najchętniej by się ukryło albo po prostu wyeliminowało z życia lub schowało gdzieś pod dywan.
Każdy z bezdomnych jest takim samym człowiekiem jak ja czy ty. Niczym się od nas nie różni, tyle tylko, że miał mniej szczęścia lub po prostu świadomie wybrał sobie taki styl życia. Poza tym my, emigranci, w pewnym sensie również jesteśmy bezdomnymi. Przecież musieliśmy zostawić nasz kraj, by zacząć budowę swojego życia z dala od domu rodzinnego, nierzadko bez najbliższych. Na pewno było ciężko i może nieraz otarliśmy się o ulicę. Dzisiaj wygląda na to, że się udało. Odnosimy sukcesy zawodowe i szczęśliwie założyliśmy rodziny. Ale wielu z nas może przypomnieć sobie, że był taki czas, kiedy byliśmy bez domu. Może zawsze mieliśmy dach nad głową, ale przecież doskonale wiemy, że to nie to samo. Nie od razu zaaklimatyzowaliśmy się tutaj i nie tak szybko mogliśmy szczerze na nasz adres zamieszkania mówić dom.
Czy powinniśmy im pomagać? Oczywiście w ramach możliwości powinniśmy pochylać się nad bardziej potrzebującymi. Sami wiemy, na co nas stać. Trzeba pozwolić naszemu sercu rozsądnie zadecydować.
Słyszy się nieraz, że ci proszący o pomoc oszukują. Że są całe gangi ludzi. W Polsce kiedyś tak mówiono o przyjezdnych z niektórych krajów. Niejednokrotnie żebrzą dzieci, i to wcale nie dla siebie. Słyszy się także, że kobiety wypożyczają dzieci, by mieć je z sobą i więcej zebrać. Każdy z nas ma osobiste doświadczenia spotkania z ludźmi proszącymi o pomoc. Jak można rozpoznać, czy ktoś rzeczywiście potrzebuje i jest głodny, czy tylko zbiera pieniądze dla siebie?
Prawdopodobnie każdy osobiście doświadczył zetknięcia z głodnymi albo z udającymi głodnych. Jeśli jeden był głodny, to często myślimy, że wszystkim trzeba pomóc. Innym razem jeśli jeden nas oszukał, to wcale nie trzeba wyciągać wniosku, że każdy następny tylko żeruje na nasze pieniądze. Niemożliwym jest wskazać jednolity sposób postępowania. Na pewno gdy widzimy, że ktoś rzeczywiście potrzebuje pomocy, powiedzmy brat, bliźni, obcokrajowiec, to trzeba nam postąpić zgodnie z naszym katolickim sumieniem. Bywa i tak, że ktoś rzeczywiście bardzo potrzebujący nie chce przyjąć pomocy, twierdząc, że są inni, biedniejsi. Nie można użyć siły, by okazać mu pomoc. O naszych zarobionych pieniądzach decydujemy sami, jak je wydać czy komu je przekazać.
Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim.
Kiedyś błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty powiedziała, że „to, co siostry robią dla biednych, jest tylko małą kropelką w oceanie potrzeb. Ale gdyby tej kropelki nie było, to ludzie wcale by nie zauważali oceanu”. Zwróćmy uwagę, o co oni proszą: o pomoc w przetrwaniu do następnego dnia. Nie wymagają natomiast zmiany swojej sytuacji. Zresztą i tak nie jesteśmy w stanie zaciągnąć bezdomnych z ulic naszych miast przede wszystkim dlatego, że nie każdy z nich sobie tego życzy.
Jak każda społeczna grupa tak i bezdomni nie są jednakowi. To ludzie, którym nie powiodło się w życiu, może stracili pracę lub ciężka choroba czy zła inwestycja zabrały wszystko, co posiadali. Inni zmęczeni tą ciągłą gonitwą po prostu postanowili więcej się tym nie przejmować i totalnie zmienić swój tryb życia. Są również tacy, których nałogi przerosły, a ulica wydaje się jedyną opcją na życie. Jeszcze innych z kolei nieszczęśliwy splot wydarzeń wygonił z domu. Są jeszcze tacy, którzy przyszli na świat w skrajnej biedzie, na ulicy.
Nie chcą zmienić swojej sytuacji. Nie znaczy to jednak, że nie potrzebują naszej pomocy. Jeśli widzimy, że ktoś potrzebuje naszej pomocy, a my jesteśmy w stanie jej udzielić, to udzielenie jej staje się wręcz naszym obowiązkiem wobec bliźniego i wobec samych siebie. Nie zanikło przecież w człowieku uczucie spełnienia czegoś dobrego zupełnie bezinteresownie. Tej prostej radości z bycia dobrym człowiekiem.
Niektórzy z tych ludzi niechcący się znaleźli w skrajnie trudnej sytuacji i miejmy nadzieję, że nas to nie spotka. A jeśli – nie daj Boże – tak, to wówczas bardzo będziemy pragnęli spotkania z człowiekiem chcącym pomóc.
Oby się nie zdarzyło, że ktoś znajomy przejdzie obojętnie, udając, że nas nie widzi. Jeśli kiedyś będziemy potrzebować pomocy, chcielibyśmy spotkać na swojej drodze samych siebie. Czy na nasz widok łatwiej by nam przyszło poprosić o pomoc kogoś obcego? Jezus powiedział, iż „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych maluczkich, mnieście to uczynili”. Obiecał także ustawić po swojej prawej stronie wszystkich, którzy go nakarmili i wsparli, gdy był głodny. OJCIEC JERZY KARPIŃSKI