Nie szukajcie górali na Krupówkach
Portretował duże nosy i pociągłe twarze, to po nich polskich górali da się poznać na całym świecie
„Super Express”: – Czy to prawda, że góralszczyzna umiera? Bartłomiej Jurecki: – Absolutnie nie. Zapewniam, że się ma bardzo dobrze, można to zobaczyć na przykład na weselach góralskich czy innych rodzinnych imprezach na Podhalu. Można też zauważyć, jak bardzo w środowisku góralskim osoby wiekowe są szanowane i uznawane za wzorce do naśladowania. Młodzież podhalańska z wielką dumą nosi stroje góralskie. Na halach górskich widać młodych juhasów pasących owce. Niestety coraz mniej jest prawdziwych górali na skomercjalizowanych Krupówkach, gdzie przyjeżdżają grupki turystów, które chcą się tylko tam napić czegoś mocniejszego, zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie i następnym pociągiem wrócić do swojego miasta.
Ja jeszcze pamiętam te niekomercyjne Krupówki z dawnych czasów, bez produktów rodem z Chin, które dziś można tam kupić na każdym kroku. Miejsce to na pewno nie jest wizytówką góralszczyzny i raczej powinniśmy je omijać z daleka. Moja książka jest doskonałym dowodem na to, że góralszczyzna nie umiera, póki żyją wnukowie i prawnukowie górali. Oni dbają o to, by tradycje podhalańskie przetrwały.
– Jakich górali możemy znaleźć w tym projekcie?
– Łącznie w książce sportretowałem 115 górali. Są wśród nich przedstawiciele najbardziej znanych rodów, m.in. Gąsieniców, Bachledów, Krzeptowskich czy Stochów. Z dużymi nosami, pociągłymi twarzami, jakbyśmy ich spotkali na drugim końcu świata,
to wiedzieliby- śmy, że to są górale z południowej Polski. Wielu moich bohaterów ma rodziny w Chicago czy też w innych miejscach w Ameryce. To legendy Podhala, którzy przez całe swoje życie walczyli o to, żeby przetrwać, żeby utrzymać i wychować swoje dzieci.
Moimi bohaterkami są też góralki, niektóre przez całe swoje życie mieszkały w jednej wiosce i świat, jaki znają, zamyka się właśnie do ich miejscowości. W każdym portrecie można dostrzec coś, co nas motywuje i inspiruje. To są górale wiekowi, więc swoje życiowe historie głównie wiążą z czasami wojennymi. Tą są wstrząsające dla nas, młodych ludzi, opowieści.
– Którą góralkę zapamiętałeś najlepiej?
– Przychodzi mi teraz do głowy stuletnia Maria Zubek Potocno. Pojechałem do niej do domu. Nasza sesja fotograficzna trwała krótko, bo wiedziałem, że ona jest w nie najlepszym stanie i nie chciałem jej za bardzo męczyć. Cztery dni po mojej wizycie zmarła. Kilka godzin później zadzwonił do mnie jej krewny i powiedział, że podczas pogrzebu wiele osób mówiło, że to jest niesamowite, że zdążyłem przyjechać do niej i ją sportretować. W ten sposób przedłużyłem jej życie. Mówiła mi, że chciałaby widzieć, co się dzieje dalej z jej wnukami i prawnukami. Była żądna życia. Później dziennikarz „Tygodnika Podhalańskiego”, na podstawie opowiadań jej rodziny, napisał o niej tekst, więc moje zdjęcia były opisane historią jej życia. Stwierdziłem wtedy, że moi bohaterowie szybko odchodzą, a ich rodziny dzięki mojemu albumowi mają o nich wspomnienia na zawsze. – Co tym sam dla siebie wyniosłeś z pracy nad tą książką?
– Jest to dla mnie forma nauki. Często nam się wydaje, że dziś żyjemy w ciężkich czasach, a tak naprawdę większość przeżyć moich bohaterów jest niewyobrażalnie trudniejsza od moich, więc dzięki temu mogę w nieco inny sposób popatrzeć na swoje życie. Na swoje życie patrzę z większą pokorą i bardziej doceniam te dobre rzeczy, które mam na co dzień. Cieszę się, że żyję w czasach, w których faktycznie jestem bezpieczny i nie mam za plecami wojny, nie muszę uciekać i martwić się, czy będę miał co jeść. – Sam jesteś góralem?
– Tak, mój tata jest z Krakowa, mama zaś z Zakopanego. Mój dziadek jest legendą Podhala. Wincenty Galica był w obozach koncentracyjnych i w katowni na Podhalu. Opowiadał mi o swoich historiach wojennych i nie tylko.
Darzę ogromnym szacunkiem starsze osoby – to są brylanty, o które my musimy dbać. Bardzo często ludzie tracą w ciągu życia swoje moralne czy religijne wartości, a moi bohaterowie byli im wierni do końca swoich dni. Spotykałem ich pod koniec ich życiowej wędrówki, która, mimo że była bardzo ciężka, nie zmazała z ich twarzy uśmiechu. Zawsze wolność była i jest dla nich najważniejsza. Ta góralska śleboda.
ROZMAWIAŁA MARTA J. RAWICZ
– Ich historia to wojna – mówi Bartłomiej Jurecki (36 l.), autor albumu „Twardy jak skała, silna jak halny. Portrety polskich górali”. Sam cieszy się, że jego życie obecnie jest prostsze, ale ostrzega, że na Krupówkach w Zakopanem prawdziwych górali już nie ma.
Koło nr 24 ZPPA Szaflary im Augustyna Suskiego w minioną sobotę świętowało swoje 50-lecie. Uroczystość rozpoczęła się mszą św. odprawioną przez księdza Bartłomieja Stanowskiego, kapelana ZPPA w kościele u oo. Cystersów „Na Górce” w Willow Springs. Uczestniczyli w niej licznie członkowie tego klubu na czele z jego prezeską Katarzyna Kalatą , nie zabrakło też członków zaprzyjaźnionych kół ZPPA i ich pocztów sztandarowych oraz prezesa ZPPA Stanisława Sarny i ojca Wacława Lecha, honorowego kapelana ZPPA.
W czasie mszy wniesiono uroczyście dary, przemówienie wygłosiła prezeska koła Szaflary, która przypomniała wszystkim, jak ważne jest pielęgnowanie góralskiej tradycji na amerykańskiej ziemi i przekazywanie ich z pokolenia na pokolenia. Przemówienie wygłosił też prezes Sarna, który życzył kołu i jego członkom dalszych, owocnych lat działalności. Z okazji jubileuszu nie zapomniano również o pierwszym prezesie Koła nr 24 Szaflary, śp. Janie
Dudzie, i długoletniej prezes koła, śp. Janinie Dudzie. Na ich grobach złożono kwiaty.
Po mszy świętej goście udali się na uroczysty bankiet do Domu Podhalan w Chicago. Wśród zaproszonych była także delegacja z Szaflar z Polski w składzie: ks. Rafał Kasperek, ks. Darek Biernat, Krzysztof Galica – prezes OSP Szaflary oraz Józef Szlembarski, komendant OSP Szaflary, ze swoją żoną.
Na bankiecie w części oficjalnej zabrał głos m.in. ks. Bartłomiej Stanowski, który w swej krótkiej przemowie powiedział, że nieważne, kto jaki wykonuje zawód, bo i tak zawsze pod koniec dnia członkowie koła są góralami, którzy wspaniale się jednoczą i celebrują podhalańskie tradycje.
MJR
8000 S. Linder Ave., Burbank, IL., 60459 o godz 12 pm.
Po mszy o godz. 5 pm w Domu Podhalan przy 4808 S Archer Ave, Chicago odbędzie się Bankiet Jubileuszowy. Zabawę poprowadzi zespół Mancorz i Zubek Band. Cena biletu $90 od osoby.
Premiera filmu
o Spiszu i Orawie
Klub Babia Góra Koło 48 przy ZPPA oraz Klub Czarna Góra Koło 64 przy ZPPA zapraszają na premierę filmu autorstwa Dariusza Walusiaka „Prawo do Polski – Nieznana historia walki o polskość Spisza i Orawy” oraz na promocję książki Marka Liszki pod tytułem „Emigracja z polskiej Orawy do Stanów Zjednoczonych po przełomie XIX i XX wieku”. Wydarzenie odbędzie się w niedzielę 21 listopada, o godz. 3 pm w Domu Podhalan przy 4808 S. Archer Ave w Chicago.
Zabawa Andrzejkowa Koła Czarna Góra
Koło ZPPA nr 64 Czarna Góra zaprasza na Zabawę Andrzejkową, która odbędzie się w sobotę 27 listopada o godz. 7 pm. w Belvedere Chateau (8055 W 103rd. St., Palos Hills, IL). W programie obiad, słodki stół, otwarty bar, a do tańca będzie grał zespół Fox. Bilety w cenie $90 do nabycia pod nr tel: 773322-3935, 708-705-5161, 708-7520444, 708-289-9698.
przeszli ulicami miasta i zakończyli swoją duchową wędrówkę w kościele św. Alberta. W uroczystościach wzięli liczny udział wierni z tej parafii oraz przedstawiciele kół ZPPA w strojach góralskich, wraz z pocztami sztandarowymi. Wśród wiernych nie zabrakło też prezesa ZPPA Stanisława Sarny oraz jego brata Grzegorza.
MJR
Wybrzmiało. 5. Festiwal Chopin in the City za nami. Po podróżniczych przygodach w miniony piątek wykonawcy szczęśliwie dotarli do Madison, WI, gdzie w gościnnych progach Cafe CODA odbył się pokaz filmu w reżyserii Agnieszki Lipiec Wróblewskiej pod tytułem „Chopin. Caribbean Key” (Antyle Chopina). Po projekcji odbyły się spotkanie i dyskusja z reżyserem oraz koncert Grażyny Auguścik przy akompaniamencie fortepianowym Paula Bedala. Następnego dnia w ramach Festiwalu Chopin in the City w chicagowskim klubie Pro Musica odbył się koncert fortepianowy Randala Corsena, a w niedzielę miłośnicy muzyki Chopina zgromadzili się w Epiphany Center for Arts w Chicago na koncercie fortepianowym Janusza
Olejniczaka, w poniedziałek w chicagowskiej fundacji Piano Forte odbył się też pokaz filmowy Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej oraz spotkanie z nią.
Melomani mogli też wysłuchać koncertu fortepianowego Randala Corsena. MJR