Robimy wszystko, by złago
„Super Express”: – Panie premierze, spotkał się pan z opozycją. Rozmawialiście o sytuacji m.in. na granicy białoruskiej, ale i potencjalnym zagrożeniu ze strony Rosji. Sytuacja jest poważna? Mateusz Morawiecki: – Sytuacja jest poważna, zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę kilka ryzyk jednocześnie. Te ryzyka to granica polsko-białoruska, wzmocnienie militarne Rosji wokół Ukrainy, ataki energetyczne na Ukrainę i na Mołdawię. Jednocześnie też niepewna sytuacja na Bałkanach Zachodnich. Do tego trzeba dodać ogromne wahania na rynkach energetycznych związane z cenami gazu, manipulacje cenowe Gazpromu. A na to wszystko należy nałożyć zmasowaną kampanię fake newsów, kłamstw i manipulacji oraz ataków hakerskich ze strony rosyjskiej. To wszystko tworzy sytuację dużej niepewności. Amerykanie wycofują się z Afganistanu, koncentrują się na Chinach. To kto się koncentruje na tej części Europy? Na pewno jest jeden człowiek, który się bardzo koncentruje na tej części Europy.
– Na ile realne jest zagrożenie ze strony tego człowieka? Co w najgorszym scenariuszu mogłoby nam grozić ze strony Putina?
– Na spotkaniu z opozycją przedstawiłem rzeczowo i rzetelnie różne zagrożenia. Wysłuchaliśmy także głosów po stronie opozycji. Jak widzimy zagrożenia, to trzeba o nich głośno mówić. Łatwo jest być mądrym profesorem analizy wstecznej i powiedzieć, że wiedziałem, że coś nastąpi, po fakcie. Ale lepiej jest położyć różne puzzle na stole i pokazać cały obraz. A to jest obraz niebezpieczny. Stąd też moje wizyty w stolicach kolejnych europejskich państw, w regionie i w różnych krajach w Europie. Muszę powiedzieć, że kiedy im pokazałem te zagrożenia, te różne ryzyka, to wielu politykom oczy się szeroko otworzyły.
– Pan ich uświadamiał? Przecież oni mają swoje służby, wywiad. Nie zdawali sobie sprawy z tych zagrożeń przed rozmową z panem?
– Myślę, że każdy sobie zdawał sprawę z zagrożeń, ale dopiero jak się z lotu ptaka popatrzy na kilka elementów jednocześnie, to zagrożenia stają się bardzo realne i widać, z jakim natężeniem ryzyk się spotykamy. Nie wiem do końca, co kto dokładnie wiedział, aczkolwiek mam wrażenie, że w wielu sprawach uświadomiliśmy naszych sojuszników.
– Zapytam wprost: Grozi nam wojna? Pan pewnie będzie takiego słowa unikał. – Wojna hybrydowa już trwa. To atak na granicę polską, czyli próba wykazania się przez Łukaszenkę przed swoim mocodawcą, że uderzy w najsilniejsze ogniwo flanki wschodniej NATO i że to ogniwo pęknie. Jak pęka najsilniejsze ogniwo, to znaczy, że cała flanka jest odsłonięta. Dlatego my tę ochronę zacieśniamy i dlatego wzmacniamy ochronę wschodniej części Unii Europejskiej, wschodniej granicy NATO. Zagrożenia wobec Ukrainy narastają. Tam wojna przez cały czas trwa. Powrót gorącej wojny na Donbasie i eskalacja tej wojny – w tym miejscu czy w innych – jest niestety możliwa.
– Z czym pan wrócił z zagranicznych wizyt, jeśli chodzi o ten problem? Z potwierdzeniem gwarancji NATO, z jakimiś konkretnymi propozycjami ze strony naszych partnerów z NATO i Unii Europejskiej?
– Przede wszystkim widać, że nasi partnerzy z NATO i Unii Europejskiej w pełni nas popierają w obronie granicy wschodniej. Dziś niezależnie od tego, czy są to Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Słowenia, Słowacja, czy inny kraj – mamy pełne wsparcie. Akurat dzisiaj nie ma takiej konieczności, aby korzystać z pomocy innych, ponieważ mamy znaczące siły Straży Granicznej, policji i wojsk operacyjnych, wspierane przez Wojska Obrony Terytorialnej. Z partnerami europejskimi rozmawialiśmy też o kolejnych szczeblach drabiny eskalacyjnej. Najpierw zdecydowana akcja odcięcia dopływu nowych imigrantów z Bliskiego Wschodu, to się udało. Następnie zamknięcie jednego z dużych przejść granicznych. To doprowadziło do deeskalacji na tym przejściu, konkretnie w Kuźnicy Białostockiej. Ono obecnie nie jest już atakowane po tym słynnym ataku grupy rozjuszonych osób. A w zanadrzu mamy kolejne argumenty, jeśli trzeba będzie ich używać, czyli bardzo surowe i coraz surowsze sankcje gospodarcze wobec reżimu Łukaszenki. Nie ma co ukrywać, że blokowanie wjazdu osobom bliskim Łukaszence do Unii Europejskiej nie robi na nim za dużego wrażenia.
– Czyli tylko po kieszeni, krótko mówiąc, można ich uderzyć. Po tych rozmowach, po tym, co obserwowaliśmy przez ostatnie tygodnie, jak pan myśli, jak długo to jeszcze potrwa?
– Taktyka pana Łukaszenki będzie się zmieniać. Kiedy Europa Zachodnia zobaczyła kilkusetosobowy tłum atakujący polskie przejście graniczne, to wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że tu naprawdę chodzi o bezpieczeństwo. Dlatego Łukaszenka natychmiast zmienił taktykę i nie atakuje przejść granicznych w biały dzień, tylko robi to w nocy w dwudziestu kilku punktach jednocześnie. Więc ja odpowiem na pytanie pana redaktora, co nas może czekać w trzech różnych okresach przed nami. Po pierwsze, w krótkim okresie trzeba się liczyć z natężeniem ataku i zmieniającą się taktyką ataku. Po drugie, w średnim terminie, w ciągu 7–8 miesięcy, chcemy, aby powstała poważna zapora chroniąca przed nieproszonymi gośćmi, intruzami ze wschodu. I ona pewnie zmieni strategię Łukaszenki i strategię Putina. Dlatego uważam, niestety, że ten konflikt może trwać bardzo długo, także po wybudowaniu tej nowej infrastruktury. To będzie być może długotrwałe okopanie się na swoich pozycjach.
– Po wybudowaniu zapory. Rozumiem, że tu już prace projektowe trwają.
– Trwają prace projektowe, a wbicie łopaty nastąpi jeszcze w grudniu. – Panie premierze, wróćmy z granicy do Polski. Pamiętam, byłem u pana pewnie jakieś dwa lata temu w tym samym miejscu i pan się trochę złościł, jak mówiłem, że 500 plus to już nie jest 500, bo jest inflacja, bo wzrastają ceny. Teraz musi pan przyznać, że Polacy rzeczywiście odczuli drożyznę, i chciałem zapytać, jak rząd zamierza ulżyć im w tej sytuacji i co zrobić, żeby tę inflację zatrzymać? – Rząd zamierza zrobić wszystko, żeby osłabić wpływ inflacji na codzienne życie Polaków. I oczywiście dzisiaj ta wysoka inflacja, przekraczająca 7 proc., na pewno uderza po kieszeniach. Warto wiedzieć, że ona w dużym stopniu została wywołana przez wysokie ceny surowców i rosyjskie manipulacje ceną gazu przez Gazprom. Ona przyszła do nas również poprzez wysokie ceny uprawnień do emisji CO2. A także inflacja przyszła do nas poprzez wysokie ceny surowców, które przekładają się na ceny żywności i innych artykułów. Wreszcie, uratowaliśmy miliony miejsc pracy i setki tysięcy firm przed bankructwem w czasie epidemii. Uratowaliśmy, pompując ogromne pieniądze w polską gospodarkę. To też przyczynia się dziś do wzrostu cen. Donald Tusk w 2011 r., gdy inflacja wynosiła około 5 proc., mówił, że inflacja to nie jest zadanie dla rządu. Żartował sobie z tego. Mówił o naciskaniu guziczków. My dziś nie chowamy głowy w piasek. Robimy wszystko, by złagodzić ból inflacji i zepchnąć ją na niższe poziomy. Obniżamy kilka podatków jednocześnie. Chcieliśmy nawet obniżyć VAT do zera na podstawowe artykuły żywnościowe, jednak okazało się to niezgodne z wytycznymi Komisji Europejskiej. Dlatego wprowadziliśmy mechanizm rekompensaty tego wzrostu cen z tytułu VAT i oddajemy go mniej zamożnym obywatelom w postaci dodatku osłonowego.
– Ale to jest rozwiązanie na kilka miesięcy. Wierzy pan, że kiedykolwiek ceny mogą wrócić do poziomu sprzed tego skokowego wzrostu?
– Dzisiaj robimy dwa potężne kroki. Jeden już zrobiliśmy, to jest przyjęcie ustawy o wysokiej kwocie wolnej. Ona spowoduje, że inflacja będzie znacznie zamortyzowana, i to dla wszystkich, ponieważ jest to ponad 15 mld zł w kieszeniach podatników. Dzięki kwocie wolnej 2/3 emerytów nie będzie płacić podatków. Zostawiamy więcej pieniędzy dla ludzi. Proszę zobaczyć, jak się to zbiegło w czasie z inflacją. Akurat od 1 stycznia ci ludzie zobaczą więcej pieniędzy dzięki działaniom państwa i obniżkom podatków. Do czasu, kiedy inflacja nie spadnie do niższego poziomu, będziemy te działania kontynuować. Bufor, czyli amortyzacja wysokich cen. Najlepszym przykładem niech będą ceny paliw, które jeszcze przed Bożym Narodzeniem dzięki działaniu rządu będą niższe o 20–25 gr. Wierzę, że już wkrótce Polacy zobaczą te działania. Przy czym – chcę podkreślić – to są działania rządu, a nie koncernów paliwowych. Podobnie z energią elektryczną. Obniżamy podatki na gaz, obniżamy podatki na energię, żeby w polskich domach było cieplej, żeby było taniej. Żeby łatwiej było przetrwać trudne zimowe miesiące.
– Inflacja jest zaimportowana, to prawda, ale w przypadku Polski nakłada się na to jeszcze osłabiony złoty. Narodowy Bank Polski mógł nas uratować przed osłabieniem naszej waluty lub przed tak wysoką inflacją?
– Narodowy Bank Polski bardzo łatwo mógłby zdusić wzrost gospodarczy poprzez gwałtowne podnie