Jest źle ale w Wiśle Trener Jan Szturc czeka na przełomowy występ polskich skoczków mogą odpalić narciarskich
Zaledwie dwie lokaty w czołowej dziesiątce konkursów i tylko 133 pkt naszej ekipy w czterech startach w Pucharze Świata. Coś niedobrego dzieje się z polskimi skoczkami narciarskimi u progu zimy. Znakomity trener Jan Szturc (63 l.), wujek i mentor Adama Małysza, martwi się tym, co nasi reprezentanci osiągnęli w Niżnym Tagile i w Ruce. Ma jednak nadzieję, że za kilka dni, po Pucharze Świata w Wiśle, nastroje się poprawią.
Jan Szturc
(63 l.), wujek i mentor
Adama Małysza
„Super Express”: – Można się było spodziewać serii porażek na początek sezonu?
Jan Szturc: – Moje oczekiwania były znacznie większe. Lato nie wskazywało na to, że taki będzie początek zimy, że zawodnicy będą prezentować się poniżej tamtej dyspozycji. Myślę jednak, że po zawodach w Wiśle, na swojej skoczni, sytuacja zrobi się znacznie korzystniejsza. Możemy wystawić 13 skoczków, więc może pokaże się też ktoś z młodszych. – Jakie błędy nie pozwalają naszym najlepszym pokazać tego, co potrafią?
– Najbliżej czołówki jest Kamil Stoch. Często jednak nie trafia w próg i spóźnia odbicie. Niepotrzebnie też próbuje czasem wykonać skok na siłę, a trzeba więcej luzu, trzeba tylko wykorzystać to, co się potrafi. Bo potencjał ma i kiedy trafia w próg i gdy „zakręci” nad bulą, wtedy odlatuje. Nad pozycją dojazdu do progu musi pracować Piotrek Żyła, który powolutku się rozkręca, ale brakuje mu stabilności. A Dawid Kubacki ma problemy z kierunkiem odbicia. Za bardzo wychodzi z progu w górę wysoką parabolą lotu, przez co brakuje mu prędkości w dole skoczni. Mieliśmy w ostatnich latach kilka przykładów, gdzie zawodnicy na początku mieli wątpliwości i była krytyka, a potem sezon przebiegał coraz lepiej.
– A gdyby w Wiśle doszło do kolejnej porażki?
– Na pewno nasi trenerzy mają plan B. Gdyby Wisła nie wypaliła dobrymi wynikami, warto wyłączyć pierwszy skład ze startów, pójść na skocznie normalne [o profilu K90, red.] i tam trenować, bo takie obiekty sprzyjają poprawie techniki. A na kolejny Puchar Świata mógłby pojechać drugi skład.
DARIUSZ CHRABAŁOWSKI się tragedią młodego człowieka, tragedią, przed którą nikt go nie obronił. W polskim sporcie i okolicach sportu jest wreszcie czas na jakąś ingerencję. Z całą pewnością ktoś powinien to zacząć regulować, bo będzie tych tragedii więcej – dodał Wasilewski.
Promotor m.in. Krzysztofa Włodarczyka i Mateusza Masternaka poruszył także kwestię dopingu.
Andrzej Wasilewski (49 l.) jest szefem Knockout Promotions
– Nie ma przy okazji tych gal żadnej kontroli dopingowej, a przecież przygniatający procent tych zawodników coś bierze. Nikt nie kontroluje tego, co oni zażywają, a widać, że są nienaturalnie pobudzeni. Są granice, których nie powinniśmy przekraczać! To jest pomaganie ludziom stać się kalekami! – kończy Wasilewski.
RAFAŁ MANDES