Rosja może usiąść i czeka
„Super Express”: – Rok temu, kiedy świeżo w pamięci mieliśmy wyzwolenie przez ukraińską armię Charkowszczyzny i Chersońszczyzny, pełni byliśmy nadziei, że Ukraina jest na dobrej drodze do pokonania Rosji. Rok później szacowny tygodnik „The Economist” pyta: „czy Putin wygrywa?” i odpowiada, że przynajmniej na razie tak, bo Europie brakuje strategicznej wizji. Podziela pani ten defetyzm?
Anna Maria Dyner: – Wśród ekspertów już wiosną tego roku zwracano uwagę, że nie wszystko będzie takie proste. Jeszcze przed rozpoczęciem tegorocznej kontrofensywy ukraińskiej sam głównodowodzący ukraińskich sił zbrojnych Wałerij Załużny bardzo mocno studził nastroje. Chyba jako jedyny przedstawiciel władz wskazywał, że z wojskowego punktu widzenia ta kontrofensywa może się nie udać. Widział bowiem, jak Rosjanie okopali na południowo–wschodniej Ukrainie. Widział, że wyciągnęli wnioski z dotychczasowego przebiegu wojny i rozumiał też doskonale trudności, które będzie mieć sama Ukraina.
– Co poszło nie tak?
– Z wojskowego punktu widzenia wydawało się, że najłatwiej będzie skierować ostrze kontrofensywy w kierunku Krymu. Jednak wysadzenie tamy w Nowej Kachowce i zatopienie terenów w dolnym biegu Dniepru w zasadzie uniemożliwiło to działanie. Siłą rzeczy stronie ukraińskiej pozostały ataki na północny–wschód od linii Dniepru. Tam Rosjanie z kolei utworzyli tzw. linię Surowikina i jej umocnień w zasadzie nigdzie nie udało się Ukraińcom przełamać. Załużny wiedział też, że pomoc ze strony państw zachodnich przyszła stosunkowo za późno. Oczywiście, wszystkie decyzje o przekazaniu uzbrojenia, zwłaszcza ciężkiego sprzętu, były słuszne, ale podjęte za późno, by w tej kontrofensywie można je w pełni wykorzystać. Zwracał też uwagę na to coś, co doskonale rozumiemy w NATO.
– To znaczy?
– Nie da się przeprowadzić udanej kontrofensywy lądowej bez przewagi w powietrzu. Ukraina tej przewagi ciągle nie ma, więc wojskowi rozumieli, że o przełom będzie ciężko. Moja hipoteza, choć nie da się jej udowodnić, jest taka, że gdyby to zależało od samego Załużnego, gdyby nie było presji ze strony czynników politycznych, do tej kontrofensywy w ogóle by nie doszło. Presji wynikającej i z wewnątrzukraińskich uwarunkowań politycznych, i chęci pokazania sojusznikom, że warto przekazywać Ukrainie uzbrojenie.
– Presja była też ze strony sojuszników, którzy oczekiwali tej kontrofensywy i szybkich rezultatów. Rezultatów nie ma. Są ogromne starty. Na Zachodzie niedawną wypowiedź Załużnego dla wspomnianego „The Economist” uznano za przyznanie, że Ukraina wojny wygrać nie będzie w stanie, choć jego tekst dla tygodnika był przede wszystkim listą rzeczy do zrobienia, by Ukraińcy mogli pokonać Rosję.
– Nie jest oczywiście tak, że Ukraina straciła szanse na zwycięstwo. Jesteśmy jednak w momencie, w którym czas zaczyna grać na korzyść Władimira Putina. Biorąc pod uwagę kwestie gospodarcze i społeczne w Ukrainie i Rosji oraz procesy polityczne, które zachodzą na świecie, to sytuacja może zmienić się na niekorzyść Ukrainy. Przede wszystkim w przyszłym roku czekają nas wybory prezydenckie w USA i zwycięstwo Donalda Trumpa lub innego Republikanina może znacząco utrudnić wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy w obecnym wymiarze. To główny czynnik, który może stanąć na przeszkodzie zdolności do pozyskiwania uzbrojenia dla walczących Ukraińców.
– A co się dzieje w Ukrainie, co utrudnia jej walkę?
– Analitycy zajmujący tym krajem, wskazują wyraźnie, że polityka na dobre wróciła na Ukrainę. Coraz częściej widać, że jedności, która zapanowała po 24 lutego 2022 r., jest po prostu coraz mniej. Że prezydent Zełenski coraz więcej osób zaczyna postrzegać jako potencjalnych konkurentów politycznych. Wiele wskazuje niestety na to, że dotyczy to także gen. Załużnego. Stąd też coraz więcej zgrzytów na linii wojsko–kierownictwo polityczne. Do tego wszystkiego dochodzą gigantyczne wyzwania ekonomiczne oraz demograficzne. Gospodarka kurczy się w zastraszającym tempie, coraz mniej jest ludzi w wieku produkcyjnym. Coraz większym problemem staje się malejący zasób, z którego można czerpać w mobilizacji wojennej. Widać, że problemy w Ukrainie się nawarstwiają, a Rosja ma ten komfort, że może usiąść i czekać.
– W tym roku widzieliśmy, jak Putin zmienia narrację wokół wojny w Ukrainie. To już nie kwestia, mówiąc językiem, kremlowskiej propagandy, „denazyfikacji” Ukrainy, ale święta wojna z Zachodem. Na rzeczonym Zachodzie świadomość, że to zapowiedź kłopotów, chyba nie istnieje.