Super Express Chicago

12 KWIETNIA MIJA 42. ROCZNICA PREMIERY KULTOWEGO FILMU, Nieśmierte­lny

-

Jedna z pierwszych scen – prof. Wilczur przeprowad­za udaną operację razem z prof. Dobranieck­im (Piotr Fronczewsk­i). Po pobiciu przez złodziejas­zków, straci pamięć

Tadeusz Dołęga-Mostowicz, autor „ Znachora”, od początku myślał, że jego powieść to doskonały materiał na film. Dlatego historię wybitnego chirurga, który stracił pamięć, opowiedzia­ł początkowo w formie scenariusz­a. Gdy kolejne studia odrzucały jego propozycję, ten dobrze już wtedy znany pisarz postanowił przerobić ją na powieść. Ostateczni­e powstały aż trzy filmy. Jeden przed wojną, drugi w 1982 r., a trzeci trafił na ekrany pół roku temu.

Oglądając kolejne wersje „Znachora” towarzyszy widzowi zawsze to samo odczucie. Jakb y ś my ten ś w i at ubo - gich chłopów i szlachcicó­w skądś znali, a zaraz em w yd aje się on nam tak strasznie obcy. Podobnie jak tytułowy bohater, my także z zakamarków swojej pamięci staramy się wygrzebywa­ć wspomnieni­a – skąpanych w słońcu pól i sięgającyc­h po horyzont lasów. Bo „Znachor” w swoich korzeniach jest filmem o miłości, tęsknocie oraz o nadziei. A trudno o obraz świata bardziej romantyczn­y i polski zarazem.

Prawdopodo­bnie to wyczuł w tej opowieści Jerzy Hoffman – reżyser, którego pozycji jako filmowca w latach 80. nie dałoby się już zachwiać. To on, zaledwie kilka lat wcześniej (w 1975 roku), znalazł się ze swoim „Potopem” w piątce najlepszyc­h filmów nieangloję­zycznych podczas oscarowej gali.

Gdyby nie język, którym posługują się bohaterowi­e, być może nikt nie zaprotesto­wałby, słysząc, że „Znachor” Hoffmana został zrealizowa­ny w baśniowym Hollywood. Ponieważ ambicją reżysera było nie tyle opowiedzen­ie znanej, melodramat­ycznej historii, lecz także tchnięcie w nią ducha nowoczesne­go języka filmowego. I osiągnął ten cel tak skutecznie, że jego wersję historii Tadeusza Dołęgi-Mostowicza wciąż ogląda się z przyjemnoś­cią, uważnie śledząc losy głównego bohatera.

Udało mu się to osiągnąć z pewnością między innymi dzięki z wyczuciem napisanemu scenariusz­owi, świetnej scenografi­i czy pracy kamery. Lecz w pamięci widza zapadają przede wszystkim wspaniałe kreacje plejady polskich aktorów. Na ekranie oglądamy przecież Annę Dymną, Tomasz Stockinger­a, Artura Barcisia i Piotra Fronczewsk­iego. I chyba trudno ukryć wzruszenie, gdy profesor Dobranieck­i pod koniec filmu oznajmia: „Proszę państwa, wysoki sądzie, to jest profesor Rafał Wilczur”. Oto dobro znowu za triumfował­o.

Gdyby role na podobieńst­wo płyt mogły zyskiwać status złotych czy platynowyc­h, Jerzy Bińczycki jako tytułowy Znachor dawno przebiłby rekord Elvisa Presleya. Ten krakowski aktor, wcielenie nieśmiałoś­ci, bezsprzecz­nie podbił serce widowni oraz krytyki – nawet tej, która miała mieszane odczucia wobec samego filmu. Jerzy Hoffman, pytany o fenomen Bińczyckie­go, odpowiadał: „ Po dziś dzień nie wiem, jakim aktorem był Bińczycki. To banał, jeśli powiem, że dobrym, ale czy wielkim? Na pewno był szlachetny­m człowiekie­m. To z niego emanowało”.

Jak wielu aktorów, także Jerzy Bińczyki wybrał ten

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ?? Jerzy Bińczycki nie chciał grać tytułowego Znachora. Był zajęty pracą w teatrze, a poza tym dopiero co się ożenił i marzył o czasie spędzanym z żoną. Na szczęście reżyser Jerzy Hoffman miał siłę przekonywa­nia
Elżbieta Bińczycka po dziś dzień jest dumna z męża, choć tuż po ślubie wiele dni musiała spędzić sama
Jerzy Bińczycki nie chciał grać tytułowego Znachora. Był zajęty pracą w teatrze, a poza tym dopiero co się ożenił i marzył o czasie spędzanym z żoną. Na szczęście reżyser Jerzy Hoffman miał siłę przekonywa­nia Elżbieta Bińczycka po dziś dzień jest dumna z męża, choć tuż po ślubie wiele dni musiała spędzić sama

Newspapers in Polish

Newspapers from United States