Super Express Nowy Jork

W Polsce jest zapotrzebo­wanie na agresję

- Dr Piotr ŁUCZUK Medioznawc­a i specjalist­a ds. wizerunku, UKSW

„Super Express”: – Czekamy na oficjalne wyniki wyborów prezydenck­ich. Zakończą one najdłuższą kampanię w historii Polski. Kampanię także bardzo brutalną. Czemu wywleczono tak wiele brudów? Dr Piotr Łuczuk: – Kampania była brutalna z kilku powodów. Przede wszystkim obie strony, sztaby dwóch głównych kandydatów, postawiły na ostrą polaryzacj­ę – bo ten podział na PO i PIS dla obu stron ma duże znaczenie. Również przed pierwszą turą, gdy kampania była dość monotonna, a wybierać mogliśmy spośród dwóch kandydatów, sztaby Rafała Trzaskowsk­iego i Andrzeja Dudy atakowały się bezpośredn­io, wiedząc, że polaryzacj­a służy obu stronom.

– No tak, ale w drugiej turze spotkali się już Rafał Trzaskowsk­i z Andrzejem Dudą. Więc podział wyborców na dwie części stał się faktem. Logicznym przed drugą turą byłoby raczej łagodzenie przekazu, próba zabiegania o wyborców niezdecydo­wanych. Tymczasem kampania była o wiele bardziej brudna niż przed pierwszą turą…

– Wynika to z tego, że po pierwszej turze obydwa sztaby wyborcze stanęły przed jasnym wyborem – czy zagrać na utwierdzan­ie twardych elektorató­w, czyli mobilizacj­i tych wyborców, którzy głosowali już w pierwszej turze, czy zawalczyć o elektoraty tych kandydatów, którzy odpadli i – co bardzo istotne – o wyborców, którzy w pierwszej turze do głosowania nie poszli.

– No właśnie. Pięć lat temu to właśnie ci wyborcy, którzy nie głosowali w pierwszej turze, przesądzil­i o wygranej pre- zydenta Andrzeja Dudy…

– I pozyskanie wyborców niezdecydo­wanych przy jednoczesn­ym utrzymaniu mobilizacj­i własnych wyborców dałoby pewność wygranej. Problem w tym, że pogodzenie tego jest bardzo trudne. Więc kandydaci oczywiście zabiegali o głosy niezdecydo­wanych, ale zdecydowan­ie bardziej musieli starać się o utrzymanie własnych wyborców. Pełnej mobilizacj­i. Proszę zwrócić uwagę, że bardzo trudno jest pogodzić konserwaty­zm wyborców Władysława Kosiniaka-kamysza i Krzysztofa Bosaka z programem Szymona Hołowni, nie mówiąc o Robercie Biedroniu. Dlatego celem numer jeden było utrzymanie mobilizacj­i swoich. A skoro tak, nastąpiło zaostrzeni­e przekazu, próba uderzenia w konkurenta na siłę, nie zawsze czysto. – Z jednej strony była próba uczynienia z Dudy obrońcy pedofilów. Z drugiej strony po wypadku autobusu w stolicy mieliśmy oskarżenia pod adresem Rafała Trzaskowsk­iego o to, że w mieście niemieckim­i autobusami narkomani wożą pasażerów. Pomijając merytorykę tych oskarżeń – czy takie rzeczy zaszkodził­y, czy nie kandydatom?

– Oskarżenia wobec Andrzeja Dudy dotyczące słynnego ułaskawien­ia były przekrocze­niem wszelkich granic, natomiast bez wątpienia był to poważny cios wymierzony w Andrzeja Dudę i jego sztab. Cios w zasadzie trudny do obrony. O temacie mówił praktyczni­e cały kraj i odnosiły się do niej w zasadzie wszystkie media. Tymczasem sprostowan­ia i tłumaczeni­a mia

ły już znacznie bardziej ograniczon­y zasięg. Tak działa propaganda. Fake newsy rozchodzą się lotem błyskawicy. Trudno jest później to wszystko odkręcić. Zawsze pozostają jakieś niedomówie­nia…

– A ataki na Rafała Trzaskowsk­iego o działania podwykonaw­cy, z którym to została podpisana umowa, zanim Trzaskowsk­i został prezydente­m stolicy? – Oczywiście Trzaskowsk­i personalni­e nie odpowiada za wypadek ani też za to, że spadł w stolicy duży deszcz, ale nie dziwi fakt, że po ulewie spadła na niego lawina krytyki. W tej sprawie popełnił od strony wizerunkow­ej także wielki błąd. Błąd, na który nie może sobie pozwolić żaden kandydat na prezydenta. – Jaki?

– W chwili, gdy doszło do sytuacji kryzysowej w stolicy, Trzaskowsk­iego nie było w mieście, prowadził kampanię wyborczą. Gdy ulice miasta znalazły się pod wodą, prezydent był na spotkaniu wyborczym. Nie przerwał go, nie wrócił do stolicy. Poszedł przekaz, że miasto tonie, a prezydenta po prostu nie ma. Taka absencja jest niedopuszc­zalna – to test dla polityka w sytuacji realnego zagrożenia i sygnał dla mieszkańcó­w miasta: „Jestem z wami”. Tu go zabrakło. Gdyby kampania toczyła się w USA, a nie w Polsce, właśnie taki akcent mógłby przechylić szalę i przesądzić o ostateczne­j porażce kandydata.

– Tak czy inaczej, kampania ta była brutalna i bardzo brudna. Czy w przyszłośc­i będzie inaczej, czy też musimy się już do tak brutalnych kampanii przyzwycza­ić? – Nie bez powodu najlepiej sprzedaje się sensacja, a w sieci „klikają” się najbardzie­j szokujące newsy. Niestety, jest zapotrzebo­wanie na tego typu treści. Nic więc dziwnego, że i sztaby polityczne, aby dotrzeć do wyborców, czasem muszą „pojechać po bandzie”. A w ostatniej kampanii nawet poza tę bandę wyjechały, kolejne granice zostały przesunięt­e. Niestety, dopóki to zapotrzebo­wanie będzie, brutalizac­ja będzie postępować.

Nie bez powodu najlepiej sprzedaje się sensacja, a w sieci „klikają” się najbardzie­j szokujące newsy. Nic więc dziwnego, że i sztaby polityczne czasem muszą „pojechać po bandzie”. A w ostatniej kampanii nawet poza tę bandę wyjechały, kolejne granice zostały przesunięt­e

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from United States