JESTEM SZCZĘŚCIARĄ
– Zdjęcia do 7. edycji programu „Rolnik szuka żony” udało się zakończyć, choć ze względu na pandemię do samego końca nie było pewne, czy nowy sezon w ogóle powstanie. Praca nad tą edycją nie była chyba łatwa...
– Rzeczywiście, nie było to oczywiste, czy w ogóle zdjęcia w tym roku wystartują, ale w podobnej sytuacji były ekipy produkujące ten program w wielu innych krajach. Niektóre miały kłopot już z nagraniem odcinka pilotażowego, bo pandemia zatrzymała nas już w połowie marca. A przecież bez nagrania wizytówek rolników nie ma programu. W końcu jeśli nie będą się mogli oni zaprezentować przed kamerami, osoby, które chciałby ich poznać, nie będą mogły napisać listu. Nie byliśmy więc pewni, czy to się uda, ale na szczęście daliśmy radę! Bardzo się z tego cieszę, bo ten sezon pokaże – jak każdy poprzedni zresztą – że naprawdę było warto. Dzięki temu pewne osoby mogły się w życiu spotkać. Ta edycja nie była łatwa ani dla naszych bohaterów, ani dla nas, bo skala emocji w tym roku była duża. Ten program co roku pokazuje, że życie bywa nieprzewidywalne, ale w tym sezonie z jeszcze większą siłą.
– Czy szczególne okoliczności, w których powstawał ten sezon, wpłynęły także na zmianę formuły programu? – Zawsze na początku programu pięciu naszych bohaterów spotykało się w jednym miejscu. Mieli wtedy szansę zobaczyć się po raz pierwszy, poznawać, co miało swoją magię. Do każdego z nich przyjeżdżało około dziesięciu kandydatów lub kandydatek, czyli łącznie około pięćdziesięciu osób. Nie mogliśmy sobie jednak pozwolić na takie spotkanie w dobie pandemii. Musieliśmy więc wprowadzić pewien lifting formatu, ponieważ tego wymagała sytuacja. Tym razem zdjęcia były od samego początku realizowane u każdego z bohaterów osobno. Myślę jednak, że taka wersja programu też będzie miała swoją magię, bo dzięki temu mogła być jeszcze bardziej spójna. Przy tak dużych spotkaniach, jakie zwykle miały miejsce w pierwszych odcinkach, coś zawsze mogło nam umknąć, coś można było przeoczyć.
– Czym jeszcze będzie się różnić ta edycja od poprzednich? – Wśród uczestników znalazła się także kobieta, z czego się bardzo cieszę, bo czekałam na to. Dostała zresztą zaskakująco dużą liczbę listów, to się jeszcze w tym programie nigdy nie wydarzyło. Padł rekord wszystkich edycji. Wiele więc będzie takich nietypowych sytuacji, w co może trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę fakt, że to już 7. sezon (śmiech). Mnie samą bardzo wiele na planie zaskakiwało.
– Od premiery pierwszego odcinka programu minęło już sześć lat. Wtedy jeszcze niewielu wiedziało, kim jest Marta Manowska. Wracasz czasami wspomnieniami do tamtego momentu?
– Pamiętam pierwszy artykuł: „Skąd się wzięła Marta Manowska?” z moim zdjęciem na traktorze...
– Dzisiaj się już takich pytań nie zadaje!
– Cieszy mnie to. Przede wszystkim cieszę się z 7. edycji „Rolnika”, ale cieszy mnie też „Sanatorium miłości”, zwłaszcza że zaraz zaczynamy zdjęcia do 3. edycji. Cieszę się z „The Voice Senior”, nad którego 2. edycją właśnie pracujemy – w tym roku zresztą, podobnie jak poprzednio, mamy wspaniałych uczestników w programie. Cieszy mnie każdy z tych tytułów, bo wiele osób na początku pytało mnie, czy nie boję się zaszufladkowania. A ja się nie bałam. Bardzo szybko, także dzięki mediom, z prowadzącej program „Rolnik szuka żony” stałam się po prostu Martą Manowską. Prowadzę kilka programów, działam też w fundacjach oraz innych projektach i cieszę się, że to wszystko jest pod szyldem „Marta Manowska”. To jest moja duma, ale i moja ciężka praca.
– Iwona i Gerard z „Sanatorium miłości”, Małgosia i Paweł czy Ania i Grzegorz z programu „Rolnik szuka żony”… Z roku na rok podobnych historii osób, które dzięki tobie zaczęły nowy etap życia, przybywa coraz więcej. Co czujesz, gdy widzisz, jak wielu osobom pomogłaś już znaleźć szczęście?
– Jestem szczęściarą. Czuję to zwłaszcza, gdy myślę, ile osób, które są teraz ze sobą szczęśliwe, już ze sobą połączyłam, ale też z iloma wciąż mam kontakt. Mam to szczęście, że otaczają mnie dobrzy ludzie i coraz więcej tych kontaktów procentuje, otwiera się coraz więcej nowych dróg. To ci ludzie są najważniejsi. Wszystkie niedogodności, które wiążą się z pracą, którą wykonuję, przestają istnieć, kiedy myśli się właśnie o tym celu. Przez tych sześć lat uzbierało się już tak wiele historii, jak te wymienione. Myślę o Pawle, Kasi, Dawidzie, Mikołaju i wielu innych... Widać to szczególnie w świątecznych odcinkach programu. One zresztą często potem stają się impulsem dla innych osób, by zgłosić się do kolejnych edycji. Mówią one , że chcą, żeby właśnie tak wyglądało ich życie.
– Masz jakąś receptę dla tych, którzy miłości wciąż szukają? – Nikt nie ma na to recepty. Uważam, że jeżeli naprawdę pragniemy zakończyć pewien etap w naszym życiu albo wyrwać się z samotności – a przeżyłam w życiu i jedno, i drugie – to trzeba to po prostu zrobić. Jak najszybciej. Żeby coś w swoim życiu zmienić, potrzebne są dwie rzeczy – trzeba umieć zamknąć za sobą bolesną czasem przeszłość, choć nie zawsze oczywiście jest to łatwe, i otworzyć się na drugiego człowieka. Najważniejsze to przeć do przodu. Niedawno pewna 94-letnia kobieta, która naprawdę wiele w życiu przeszła, powiedziała mi: „Jeżeli masz coś zmienić, zmień to teraz”. Ja też tak uważam.