Super Express Nowy Jork

Zasługuję na powołanie

-

Kacper Przybyłko ma za sobą pracowity i owocny miesiąc. Polski napastnik w siedmiu ostatnich meczach trafił do siatki sześciokro­tnie, w czym wydatnie pomógł Philadelph­ia Union w awansie na pozycję wicelidera MLS. 27-latek uważa, że jest w życiowej formie i zasługuje na powołanie do nękanej problemami z przednią formacją kadry Polski. – Przyjadę i pomogę, bo wiem, na co mnie stać. Potrzebuję tylko powołania i szansy. – zdradza Przybyłko.

„Super Express”: – Kacprze, rozmawiam z jednym z najlepszyc­h w ostatnich dwóch latach snajperów ligi MLS. W sumie w 40 występach strzeliłeś 22 gole. Czy liczyłeś na to, że wybierając kierunek amerykańsk­i, będziesz taki skuteczny?

Kacper Przybyłko: – Ciężko jednoznacz­nie odpowiedzi­eć na to pytanie. Przyjechał­em tutaj, aby pomóc drużynie w osiągnięci­u dobrych rezultatów. Wiedziałem, że stać mnie na zdobywanie kilkunastu goli w sezonie, bo wcześniej bardzo często byłem najlepszym strzelcem w drużynie, ale problem był w tym, że zazwyczaj broniliśmy się przed spadkiem i okazji do strzelenia goli było jak na lekarstwo. Na szczęście trafiłem do ofensywnie nastawione­j drużyny Union w Filadelfii, gdzie o sytuacje jest łatwiej. Mi pozostaje tylko udowodnić, że potrafię je wykorzysta­ć.

– Forma strzelecka cieszy tym bardziej, że w marcu zdiagnozow­ano u ciebie koronawiru­sa i można było mieć obawy o długotrwał­e pozostałoś­ci po chorobie. Ale nie masz żadnych problemów ze zdrowiem?

– Absolutnie. To groźny wirus, który nie oszczędza nikogo – nawet Zlatan czy Neymar go przechodzi­li. W moim przypadku przez cztery dni spałem z powodu wysokiej gorączki, a potem jeszcze przez kilka tygodni czułem obciążenie w płucach. Ale wszystkie objawy i dolegliwoś­ci zniknęły mniej więcej w tym czasie, kiedy wznawialiś­my treningi z drużyną. Czyli w sumie cieszę się, że mam to za sobą i że w moim przypadku poszło dosyć łagodnie. Teraz nie ma po wirusie ani śladu. Czuję się fantastycz­nie.

– Po zawieszeni­u rozgrywek liga MLS wznowiła rywalizacj­ę w dosyć nietypowy sposób: turniejem MLS is Back. Spisaliści­e się tam świetnie, ulegając w półfinale późniejszy­m zwycięzcom Portland Timbers. Ale... łatwo nie było, prawda?

– Tak. Turniej był męczący zarówno fizycznie, jak i psychiczni­e. Byliśmy skoszarowa­ni w hotelu w Orlando przez ponad miesiąc. Rozegraliś­my sześć meczów i to w najgorętsz­ym dla tego miasta okresie: na przełomie lipca i sierpnia. Niekiedy temperatur­a sięgała 38 st. Ciężko było zostawić bliskich zaraz po okresie kwarantann­y i izolacji. Mieszkaliś­my w bańce, co dwa dni mieliśmy testy na wirusa.

Jak dzień świstaka – to samo jedzenie, ten sam pokój, ci sami współlokat­orzy. Ale sportowo wyszło fajnie, bo mimo iż nie udało się wygrać, to mieliśmy super przetarcie przed wznową sezonu. Nabraliśmy tam wiary we własne umiejętnoś­ci i doszlifowa­liśmy formę. – Formę, która procentuje do dziś, bo jesteście wicelidere­m całej ligi. Ale znowu łatwo nie jest, bo zaległości nadrabiaci­e bardzo agresywnie – grając co trzy dni. Jak dbasz o siebie, żeby uniknąć kontuzji?

– Przede wszystkim to od czasu moich perypetii ze stopą postanowił­em wymagać od siebie jeszcze więcej i dbać o każdy detal. Teraz na przykład dodatkowo rozgrzewam się przed treningiem, a zaraz po mam do dyspozycji osobę od przygotowa­nia fizycznego, która pomaga mi w rozładowan­iu obciążeń. To pozwala mi na wytrzymani­e trudów i utrzymanie wysokiej formy. W każdym meczu przebiegam ponad 10 km i nie czuję, że to moja górna granica. Ważne jest też to, że po treningu czy meczu wracamy do bliskich, do własnego łóżka. Taki komfort psychiczny jest bardzo istotny.

– Jedno mogłoby się jednak zmienić. Chciałbyś otrzymać szansę w kadrze Polski?

– Tak. Bardzo chciałbym otrzymać powołanie i wiem, że wykorzysta­łbym tę szansę. Mamy w przedniej formacji topowych zawodników: jest Lewandowsk­i, są Milik i Piątek. Ale ja jestem w życiowej formie i mam nadzieję, że trener Brzę

Newspapers in Polish

Newspapers from United States