Musimy robić to samo, co Prawo i Sprawiedliwość
Rafał Trzaskowski o powołanym w weekend ruchu Wspólna Polska
„Super Express”: – Długo wyczekiwany „ruch Trzaskowskiego” w końcu się zmaterializował. W sobotę powołał pan do życia Wspólną Polskę. Nie brakuje kpin, że rychło w czas. Ten okręt rzeczywiście nie odpłynął?
– Nie mam takiego poczucia. Mamy przed sobą trzy lata do najbliższych wyborów. Czy można to było zrobić od razu? Na pewno trzeba było przemyśleć koncepcję. Zastanowić się nad tym, jak ma wyglądać ruch. Byliśmy gotowi już miesiąc temu, ale stało się to, co się stało. Jak mówiłem, najpierw trzeba uporządkować sprawy Warszawy, przygotować ją do epidemii, spiąć miejski budżet. Czasu na tworzenie Wspólnej Polski nam nie zabraknie.
– Wiadomo, że przy budowie nowych bytów na scenie politycznej istotne są emocje. Te, które pojawiły się wokół pańskiej kandydatury na prezydenta, przypadkiem jednak nie opadły i trudniej będzie o entuzjazm?
– Nawet jeśli ruch zostałby powołany zaraz po wyborach, to i tak zajęłoby chwilę, żeby opracować szczegóły jego działalności. Siłą rzeczy i tak włączyliby się do niego ludzie, którym zależy – tak jak nam – na bardzo konkretnej pracy organicznej. Emocje nie miałyby tu znaczenia.
– Czym ostatecznie będzie Wspólna Polska? Przybudówką do PO czy konkurencją dla niej? Nie było to jasne wtedy, kiedy zapowiadał pan powstanie tego ruchu. Nie wiem, czy jest to jasne i dziś. – Od samego początku tłumaczyłem, że partie polityczne są niezwykle istotnym – czy wręcz niezbędnym – elementem polskiej sceny politycznej. To one mają najważniejsze zadanie do wykonania, czyli wygranie wyborów, bo nikt inny tego nie zrobi. Natomiast w czasie kampanii wyborczej przekonałem się, że jeśli opozycja nie będzie miała dodatkowych konkretnych instrumentów w ręku, piekielnie trudno będzie jej wygrać wybory. Bez zaplecza intelektualnego, bez możliwości uwolnienia energii tych, którzy nie chcą się z różnych powodów zapisywać do partii politycznych, bez odpowiedniej diagnozy problemów Polek i Polaków, mobilizacji społecznej zwłaszcza w tych regionach Polski, gdzie opozycja jest słabsza, trudno będzie o zmiany polityczne w naszym kraju.
– Ale to nie jest zadanie dla partii?
– Siłą rzeczy partie polityczne myślą o tym, co tu i teraz, i bardzo często brakuje im po prostu czasu na pracę organiczną. Tę lukę ma wypełnić Wspólna Polska, która ma uzupełniać pracę partii politycznych, a nie ją zastępować.
– Zachowując wszelkie proporcje, będzie to coś w rodzaju klubów „Gazety Polskiej”, które w chudych opozycyjnych latach budowały społeczną bazę dla PIS? – PIS grał – i nadal gra – na kilku fortepianach. Nie tylko stworzył silną partię polityczną. Tworzył też platformy internetowe, sieci organizacji analitycznych, fundacje, w tym kluby „Gazety Polskiej”. To wszystko pozwalało PIS być dużo silniejszym jako formacji politycznej.
– Czyli ściągacie od kolegów z Nowogrodzkiej?
– Trzeba jasno stwierdzić, że jeśli chodzi choćby o obecność w internecie, to prawa strona świetnie się zorganizowała.
– Sukces klubów „Gazety Polskiej” chcielibyście powtórzyć?
– Po prostu stwierdzam, że PIS z sukcesem wykorzystywał bardzo wiele instrumentów i my musimy robić to samo, jeśli myślimy o odsunięciu prawicy od władzy. Zwłaszcza że w kampanii ujawniło się bardzo wielu ludzi, którzy nie chcą działać w partiach politycznych. Chodzi im bowiem nie o politykę, lecz o działalność obywatelską. My chcemy na to odpowiedzieć, bo szkoda, żeby ta chęć działania nie została spożytkowana. Szukaliśmy formuły, która przyciągnęłaby też ludzi, którzy będą chcieli pracować z nami za pół roku czy rok. Przecież sama idea związku zawodowego Nowa Solidarność nie jest tylko moim pomysłem. On narodził się z tysięcy rozmów z ludźmi, którzy mają poczucie, że ich interesy nie są w odpowiedni sposób reprezentowane. Na to też chcemy odpowiedzieć.
– Tym pomysłem nie wystraszycie twardego liberalnego elektoratu PO, który nie znosi związków zawodowych, ponieważ uznaje je za roszczeniowców czyhających na ich ciężko zarobione pieniądze?
– Samozatrudnieni to ciężko pracujący Polacy, którzy są kompletnie niereprezentowani. To ponad 1,5 mln ludzi, którzy jeszcze przed epidemią byli pewni swojej przyszłości, zwłaszcza sektor kreatywny, dziś nie wiedzą, co ich czeka. Chodzi o to, by postawić tamę pomysłom PIS, który wyciąga rękę po ciężko przez nich zarobione pieniądze. Myślę, że po stronie opozycji jest pełne zrozumienie dla tych pomysłów.
– Samozatrudnieni to bardzo różnorodna grupa – to zarówno drobni przedsiębiorcy zatrudniający ludzi, świetnie opłacani menedżerowie, jak i zwykli etatowcy zmuszeni do założenia firmy przez szukającego oszczędności pracodawcę. Wszystkie te grupy mają sprzeczne interesy. Jak chcecie je pogodzić?
– Przede wszystkim chcemy stworzyć przestrzeń, w której będziemy mogli rozmawiać i zastanawiać się, jak ratować miejsca pracy w obliczu epidemii. Olbrzymia większość z nas zdaje sobie sprawę, że walka o utrzymanie miejsc pracy wymaga nadzwyczajnych środków i kwestia zabezpieczenia socjalnego jest ważniejsza niż wcześniej. Wszyscy, jak sądzę, są gotowi do takiej ref leksji. PIS natomiast nie ma nic do zaproponowania tym ludziom, którzy najciężej pracują i są dziś niepewni jutra. Stąd pomysł, żeby się organizować.