Zaraz nie będzie gdzie chować ludzi
Mamy stan wojenny w ochronie zdrowia – mówi przerażony lekarz Maciej Hamankiewicz
Maciej Hamankiewicz
kie miejsca są już zajęte przez chorych na COVID-19. Trudno powiedzieć, że to jest normalna sytuacja. Jeśli wedrze się do moich kardiologicznych pacjentów COVID-19, to będę musiał przygotować wiele kart zgonów. Ci ludzie nie będą mieli szans. Ja muszę ich bronić.
– Mają być budowane szpitale polowe, ogłaszane są czerwone strefy, zawieszone zajęcia stacjonarne w liceach i na uczelniach wyższych. To wystarczy?
– Dlaczego obrona terytorialna nie robi tego, do czego została powołana? Deklaracje przekształcenia Stadionu Narodowego? No przecież to powinno być już dawno załatwione! O tym, że jeśli puścimy dzieci do szkół, będzie gwałtowny wzrost zakażonych, wiedzieliśmy od marca! Gdzie są kontenery? Gdzie są szpitale wojskowe? Mamy teraz stan wojny w zdrowiu, więc skorzystajmy z doświadczeń armii. –Konieczna jest pomoc wojska?
– Tak. Szpitale polowe powinny być otwarte w jedną dobę. Nie wiem, dlaczego do tej pory nie są otwarte. I prosta rzecz: dziś lekarze siedzą przy telefonach, zamiast zajmować się pacjentami – nie mogliby tego robić oficerowie Wojska Polskiego? Mogliby – to byłaby postać call center w każdym województwie. Odbieraliby telefony, wyszukiwali wolne łóżka i respiratory. Sprzęt wojskowy także powinien służyć do przewozu pacjentów. Pomoc wojska jest bezcenna. Ja od dwóch lat jestem na emeryturze, tak samo jak 27 proc. kolegów wykonujących zawód lekarza. W Lombardii takich jak ja nie podłączano już do respiratora… jestem tego świadom.
– Sądzi pan, że lekarze staną u nas przed tak dramatycznym wyborem? – Już stają. W tej chwili takie decyzje już zapadają. Mając do dyspozycji określoną pulę respiratorów, trzeba decydować, czy ten pacjent ma szanse. Mam na oddziale taką pacjentkę. Została odłączona od respiratora, na szczęście udaje nam się ją utrzymać przy życiu. W normalnych warunkach przebywałaby na oddziale intensywnej terapii.
– Kiedy usłyszał pan od byłego marszałka Senatu z PIS, lekarza, Stanisława Karczewskiego, „jabłko z wieczora i nie ma doktora”, to co chciał mu pan powiedzieć?
– Zapraszam! Pan Karczewski do niedawna dyżurował, co podziwiałem. Więc zapraszam do nas, do szpitala św. Elżbiety w Katowicach. Jest pan potrzebny, jest pan lekarzem, niech pan się teraz nie bawi w politykę. Panie doktorze, mój przyjacielu, kolego, zapraszam! Jest pan niezbędny do obsady dyżurów świątecznych i nocnych – tam już nie ma lekarzy, bo nie ma skąd ich wziąć! Politycy, którzy jesteście lekarzami: tym razem zakasajcie rękawy i zróbcie to, co ja. Mimo swojego wieku emerytalnego wróciłem i będę leczyć ludzi. Nawet jeśli będzie mi to zagrażać…