Nie mam żadnych barier Kamil Stoch przed 18. sezonem Pucharu Świata zapowiada:
Tylko dwa konkursy Grand Prix na igelicie udało się rozegrać tego lata. W dodatku w niepełnej obsadzie. Rozpoczynający się w piątek sezon zimowy w skokach narciarskich nasuwa mnóstwo pytań. Trzykrotny mistrz olimpijski Kamil Stoch (33 l.) wydaje się jednak pełen wiary, że wszystko się uda.
„Super Express”: – Czy czas naznaczony pandemią pozwolił się solidnie przygotować do zimy?
Kamil Stoch: – Czuję się bardzo dobrze przygotowany pod kątem wykonanej pracy. Niczego mi nie brakowało. Wiosną mieliśmy okres pracy w domu. Ale potem skocznie i inne obiekty nie były zamknięte. Oddałem chyba więcej skoków na igelicie niż w poprzednich latach. A to, co dla mnie liczy się najbardziej – czyli liczba dobrych skoków – okazało się jedną z większych w ostatnich latach. Mogłem też wykonać więcej treningu motorycznego, bo w tym roku jakoś nie gubiła się zanadto przy tym technika skoku.
– Już rok temu wraz z trenerem Doleżalem podjęliście próbę zmiany pana pozycji przy dojeździe do progu…
– Bo z nią wiąże się prędkość w chwili odbicia. Minionej zimy ta praca dała częściowe efekty. Nad prędkością przychodzi mi pracować przez całą karierę. Bywa, że pozycja staje się idealna na miesiąc czy dwa, a potem znów muszę jej szukać. Jak dotąd zwykle odstawałem prędkością od rywali, ale tak nie musi być zawsze. A tak w ogóle to cieszę się, że jest coś, nad czym jeszcze trzeba pracować, dzięki czemu mogę się rozwijać.
– W wieku 33 lat pracuje się ciężej niż wcześniej? – Starszy organizm potrzebuje więcej wysiłku i mobilizacji na treningu niż młodszy. A mimo tego pracuje mi się... nawet łatwiej. Bo dzięki doświadczeniu łatwiej mi zaakceptować na przykład reakcje organizmu na cięższy trening. Wiem też, jak zachować się w trudnych sytuacjach, że trzeba poczekać, aż minie zły moment. Ale jestem też dużym szczęściarzem, bo unikam poważniejszych kontuzji.
– Chciałby pan wytrwać przy sporcie tak długo jak Noriaki Kasai czy Simon Ammann?
– Chciałbym na skoczni dociągnąć do końca (śmiech). Nie określam, co to znaczy. Gdy byłem młodszy, zastanawiałem się, w jakim wieku należałoby skończyć ze sportem i po jakich osiągnięciach. Teraz nie stawiam sobie żadnych barier. Jeśli poczuję, że chciałbym zająć się czymś innym, to tak zrobię.
– Co będzie dla pana najważniejsze w nadchodzącym sezonie?
– Najważniejsze będą same możliwości startów. Mam nadzieję, że zawody będą się odbywały, że ich organizatorzy i federacja FIS podejmą wyzwanie, a my będziemy mogli pokazać nasze możliwości. Pierwsza wielka impreza to MŚ w lotach w grudniu. Wcale nie za wcześnie. Doświadczenie do skakania czy to na skoczni K120, czy na „mamucie”, zbiera się latami. To idealna sytuacja, że dwukrotnie w ciągu zimy będę mógł polatać na Velikance!