Moja skocznia nie wybacza BŁĘDÓW
W Wiśle rusza nowy sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich
Po raz czwarty z rzędu sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich rozpoczął się na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle. Dyrektor sportowy PZN nie chce wskazywać faworytów w polskich szeregach, ale cieszy się, że za plecami gwiazdorów rosną w siłę młodsi zawodnicy.
„Super Express”: – Wierzy pan w dyspozycję reprezentantów Polski tej zimy?
Adam Małysz: – Widać, że poziom naszej kadry się podniósł i że zawodnicy są bardzo dobrze przygotowani, tylko porównać to trudno z innymi krajami. Ani my nie mieliśmy, ani oni nie mieli wcześniej takiej okazji, nawet na treningu.
– Czy sprawdził się pomysł połączenia kadry A i B w dużą dwunastoosobową grupę?
– To był bardzo dobry pomysł. Rezultaty tej pracy widać było już latem. Doświadczonym zawodnikom w niczym to nie zaszkodziło, a młodsi mieli znakomite wzory na swoich oczach. I oni też poczynili postępy. Wśród nich mój siostrzeniec, Tomek Pilch, który minionego lata skakał dobrze i stabilnie. Jest mi miło, że porównuje się go ze mną. Ale łatwo nie ma, bo sam musi sobie utorować drogę.
– W ostatnim sprawdzianie kadry przed Pucharem Świata najlepiej wypadł Klemens Murańka…
– Ma predyspozycje, by skakać daleko i lądować na podium. Udowadniał to już w Pucharze Kontynentalnym, ale w Pucharze Świata odbierała mu umiejętności zbyt duża chęć osiągnięcia tego samego. Teraz pomogła mu chyba rozmowa z trenerem Doleżalem, żeby skoncentrował się na wykonaniu samego skoku. Musi zresztą sam wypracować sobie własny system.
– A czy skocznię im. Adama Małysza da się lubić?
– Przy jej budowie akcent był położony na to, aby była trudna technicznie. I tak jest: ona nie wybacza błędów, nie pomaga temu, kto je popełnia. Kto poradzi sobie na niej, poradzi sobie też na innych obiektach. Ja jako zawodnik niewiele tutaj skakałem, ale dla mnie nie była zła – kończy ze śmiechem „Orzeł z Wisły”, który na obiekcie K120 swojego imienia zdążył wygrać inaugurujące go letnie MP (wrzesień 2008) i pierwszy z konkursów letniej Grand Prix (sierpień 2010).
Legendarny promotor Frank Warren przed galą boksu na zamku w Gniewie