Dr Radosław Sierpiński o leczeniu chorych na koronawirusa:
„Super Express”: – Osocze ozdrowieńców to dzisiaj naprawdę zastrzyk życia dla ciężko znoszących zachorowanie na COVID-19? Dr Radosław Sierpiński: – W tym momencie osocze jest niewątpliwie niezwykle istotnym składnikiem terapii koronawirusa. W związku z tym dołączam do apelu prezydenta Dudy, żebyśmy wszyscy, w ramach solidarności społecznej, tym darem chcieli się podzielić. Dla wielu osób to jest bardzo ważna terapia. Podana w odpowiednim momencie może zapewnić przeżycie tej bardzo ciężkiej choroby. – Kto może oddać osocze? Mój znajomy oraz jego żona i syn nie mogli. On miał za mało przeciwciał, ona po dwóch ciążach, syn zbyt szczupły. Obowiązują takie ograniczenia? – Musimy wykazać się w tej kwestii bardzo dużą roztropnością, bo w tym przypadku osocze traktujemy jako lek. Musimy mieć pełną świadomość tego, że podajemy pacjentom – z bardzo poważną chorobą, jaką jest COVID-19 – osocze innych ludzi. W związku z tym musimy mieć pewność, że nie dojdzie do żadnych działań niepożądanych. Z tego względu niektóre grupy niestety się do tego nie kwalifikują. To, co jest wartością leczniczą w przypadku koronawirusa, to są właśnie poziomy przeciwciał i pamięć immunologiczna, którą udało się wytworzyć w trakcie choroby. W przypadku, gdy niektórzy pacjenci mają niski poziom przeciwciał, a ilość tego leku jest niewielka, to wtedy podawanie osocza nie ma sensu. Z tego powodu robimy badania na poziom przeciwciał. Nie możemy pozwolić sobie na niefrasobliwość w tym zakresie.
– „Przeszedłem koronawirusa, jestem już bezpieczny” – to kolejny mit, który trzeba obalić?
– Tak. Dzisiaj nie mamy 100 proc. pewności, że jednorazowe przejście koronawirusa daje nam trwałą odporność. To nie jest tak jak w przypadku zwykłej ospy, którą przechodziliśmy w dzieciństwie. Dziś wiemy, że ponowne zakażenia koronawirusem zdarzają się nawet u ozdrowieńców. Pandemia nie trwa bardzo długo i nasza wiedza na jej temat ma ok. 11 miesięcy. Obecnie wiemy tyle, że w tym czasie zdarzyli się pacjenci, którzy przeszli ponowne zakażenie. W związku z tym apeluję, żeby te osoby, które już przechorowały COVID-19, nie traktowały tego na zasadzie „mam to z głowy” i mogą chodzić bez maseczki i całkowicie przejść do szerszych kontaktów społecznych. Nadal powinny stosować regułę DDM (dystans, dezynfekcja, maseczka – przyp. red.), nadal powinniśmy na siebie uważać, bo nie mamy pewności co do odporności na reinfekcję. – Kolejny problem to ci, którzy przeszli przez koronawirusa bezobjawowo, a teraz zmagają się z kłopotami zdrowotnymi jak niewydolność płuc czy serca... – Obserwując relacje pacjentów, którzy przeszli koronawirusa, widzimy, że jest to choroba, która niejednokrotnie pozostawia trwałe ubytki na zdrowiu. I to właśnie na poziomie płuc czy serca, czyli niezwykle istotnych organów dla naszego funkcjonowania. Pacjenci często zgłaszają wyraźne pogorszenie wydolności fizycznej. To, co robili wcześniej bez kłopotu, przez długi czas po wyzdrowieniu jest teraz dla nich nieosiągalne. Trzeba się badać i nie bagatelizować objawów – widać, z jak groźną chorobą mamy do czynienia. – Szczepionka daje nadzieję, czy zanim się zaszczepimy, to wszyscy zdążymy się już zarazić?
– Bardzo optymistycznie patrzę na szczepionkę i czekam na to, żeby zgodnie z zapewnieniami rządu była dostępna w ciągu kilku tygodni dla polskich pacjentów. Ta szczepionka jest pierwszym światełkiem nadziei, które pojawiło się, żeby przerwać ten dramatyczny ciąg pandemii. A teza, że wszyscy zachorujemy, zanim się zaszczepimy, jest nieuprawniona.