Obiecanki cacanki, a Polakowi smutek
KKonferencje prasowe ministra zdrowia nieco Polakom spowszedniały. Nikt już nie gna przed telewizor z wypiekami na twarzy, aby usłyszeć… kiedy stacjonarnie zjemy pizzę w ulubionej restauracji. Ba, wielu pogodziło się z tym, że nie wróci do ukochanego punktu gastronomicznego, bo za jakiś czas może go po prostu nie być. Jednak środowa audiencja prezesa NFZ i szefa resortu zdrowia mogła wprawiać w osłupienie nawet tych, którzy myśleli, że nic nie jest ich w stanie zdziwić. Na konferencji zapowiedziano dziejowe zmiany! Szef NFZ z pełną powagą zakomunikował społeczeństwu o „Tarczy dla onkologii” i 3 proc. PKB na onkologię. Brzmi cudownie? Śledzący przekaz zaklaskali z radości. Po chwili wesołości przyszła jednak refleksja. Czy to w ogóle możliwe? I tu zaczynają się schody. Nie, to niemożliwe. Od wiosny szaleje koronawirus, który obnażył trwające od 15 lat problemy, z którymi na co dzień borykają się pracownicy systemu ochrony zdrowia. Deficyt kadry medycznej i brak środków na świadczenia to dwa główne powody zapaści systemu, który na naszych oczach runął jak zapałka. Oczywiście co rusz zjawia się „ekspert”, który próbuje odczarować rzeczywistość i usilnie wmawia Polakom, że pieniądze są. Póki co, trudno je jednak znaleźć. Z odsieczą mogą przyjść pomysły aprobowane przez Ministerstwo Finansów, czyli „ukochane” przez społeczeństwo nowe podatki zapowiedziane na Nowy Rok. Wszak tak bardzo ich wyczekujemy… Onkologia potrzebuje nie 3 proc. PKB, a więcej. Pandemia i jej kolejne fale (zaraz przecież ma uderzyć trzecia) wyłaniają obraz, na którym widać jak pod mikroskopem, że procedury onkologiczne uległy wydłużeniu. W tym momencie szpitale onkologiczne walczą o przetrwanie. Ludzie, którzy borykają się ze schorzeniami onkologicznymi, nie trafiają do placówek, bo „zostają w domu”. Ci bardziej zapalczywi próbują dostać się do szpitali, ale często okazuje się, że przybywają w IV stadium raka. Dlatego oglądając konferencję, można odnieść wrażenie, że minister zdrowia nie bardzo wie, co dzieje się w sferze, którą zarządza. Mityczne zwiększenie nakładów w sytuacji, gdy worek ze sztabkami złota jest pusty, to jedynie płonna zapowiedź, która nie ma odzwierciedlenia w systemowej rzeczywistości. Zamiast obiecywać gruszki na wierzbie, lepiej zająć się brakami personelu medycznego, który właśnie szykuje się do strajku. Medycy nie są ze stali. To przede wszystkim ludzie, którzy w codziennej walce są odzierani z godności, o której tak pięknie mówią rządowi oficjele.