Posłanki WALCZĄ z policją
Lawina pozwów sądowych spływa do prokuratury w związku z brutalnym – zdaniem samych zainteresowanych – traktowaniem posłanek opozycji uczestniczących w strajkach kobiet. – Jeśli zostało złamane prawo, to sprawcy powinni ponieść konsekwencje. Nawet jeśli to policja. A takim jest naruszenie nietykalności posła i utrudnianie mu wykonywania obowiązków – mówi „Super Expressowi” posłanka Lewicy Magdalena Biejat (38 l.).
Na ulicy jedna posłanka z legitymacją nie ma wielkich szans ze zwartym oddziałem prewencji policji. Jednak w sądzie prawdopodobieństwo wygranej posłanek oskarżających policję o brutalne traktowanie może wzrosnąć, tak przynajmniej uważają same zainteresowane. W poniedziałek Marcin Kierwiński (44 l.) i Aleksandra Gajewska (31 l.) z KO poinformowali, że złożą do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów. Do złamania prawa przez funkcjonariuszy miało dojść podczas sobotniej demonstracji.
Podczas akcji blokowania Trasy Łazienkowskiej w zasięgu rażenia gazu pieprzowego użytego przez policję znalazła się posłanka KO Barbara Nowacka (45 l.). W poniedziałek jej partyjni koledzy mówili o sytuacji jako o „ataku” na posłankę oraz o przekroczeniu przez funkcjonariuszy swoich uprawnień. Po zajściach z 18 listopada zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy złożyła posłanka Magdalena Biejat z Lewicy, która również została potraktowana gazem. – My jesteśmy na tych protestach w pracy, wykonujemy swoje obowiązki – tłumaczy posłanka. Policja broni się, podnosząc, że funkcjonariusze nie mają obowiązku znać każdego parlamentarzysty. – Osoba, która pomimo wezwań do odsunięcia się od policyjnego szyku celowo się zbliża (...), może być odebrana jako zagrożenie – tłumaczy stołeczna komenda.