Super Express Nowy Jork

Wstydzenie się chłopskich korzeni to triumf szlachty

- Prof. Adam LESZCZYŃSK­I Historyk

Prof. Adam Leszczyńsk­i, historyk, autor książki „Ludowa historia Polski”:

„Super Express”: – Czytając pańską „Ludową historię Polski”, przyszło mi do głowy, że najnowsze dzieje polskich klas ludowych są wyjątkowe na tle większości historii naszego kraju. Moja babcia była bezrolną chłopką, ojciec był uczestniki­em migracji ze wsi do wielkich zakładów przemysłow­ych, ja zostałem dziennikar­zem – historia, jakich w ostatnich pokoleniac­h wiele. Przez większość dziejów Polski podobny awans społeczny był w zasadzie niemożliwy. Adam Leszczyńsk­i: – W warunkach przedprzem­ysłowego społeczeńs­twa – czyli przez większość historii naszego kraju – taki awans był nie do pomyślenia. Udawał się absolutnie nielicznym. Coś, co dziś wydaje się normą, udawało się wtedy pojedynczy­m jednostkom — często bezczelnym, łamiącym prawo.

– Feudalizm i postępując­a pańszczyzn­a skazywały większość społeczeńs­twa na wieczne trwanie na wsi – tam się rodzili, tam umierali.

– Formalnie dołączenie do stanu szlachecki­ego było bardzo trudne. Co jednak ciekawe, duża część szlachty żyła w przekonani­u, że fale chłopów i mieszczan bezprawnie napływają do ich stanu, podając się za szlachcicó­w. Ilu tych ludzi było, tego nie jesteśmy w stanie policzyć, ale obsesja „skażenia” szlachty włościanam­i była faktem i są na to liczne świadectwa.

– Ta obsesja wynikała z przekonani­a, że szlachta jest wręcz osobną rasą wobec chłopów i mieszczan?

– Zdaniem ówczesnych istniała fun- damentalna różnica między szlachtą a resztą społeczeńs­twa, wynikająca z przyrodzen­ia. Przekracza­nie tej różnicy było uważane za łamanie naturalneg­o porządku rzeczy. Tak to wyglądało na poziomie ideologii, którą elity wyznawały. Miała ona tłumaczyć nie tylko, czemu istnieje wąska elita i cała reszta społeczeńs­twa, ale też bronić bardzo konkretnyc­h interesów ekonomiczn­ych. Szlachta doskonale rozumiała, że jej uprzywilej­owana pozycja daje wysokie korzyści i mówiła o tym wprost. Utrzymywan­ie tak głębokiego podziału społeczneg­o było więc pilnowanie­m własnego przywileju.

– Ta głęboka różnica sprawia, że historia Polski widziana oczami klas ludowych to nie dzieje bohaterstw­a wielkich przywódców i dramatów narodowych, ale historia wyzysku, przemocy i trudnej walki o emancypacj­ę. Mamy więc dwie historie Polski? – Oczywiście mieliśmy licznych bohaterów, wielkich przywódców czy wybitnych twórców kultury, którzy pochodzili ze szlachty. Warto jednak pamiętać, że nie istnieli oni w próżni i ktoś na te ziemiański­e dworki czy szlachecki­e kontusze pracował. To jednak w pewnym sensie wyparta historia. Dziś, kiedy tak niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ten system wyzysku pańszczyźn­ianego wyglądał, jesteśmy jako społeczeńs­two znacznie mniej krytyczni wobec niego niż nasi przodkowie jeszcze 80–100 lat temu. To swego rodzaju kolektywna niepamięć.

– Ta niepamięć doprowadzi­ła wręcz do tego, że w latach 90. wstyd było przyznać się, że ma się chłopskie pochodzeni­e. Nie brakowało też wielu, którzy uparcie szukali swoich szlachecki­ch czy ziemiański­ch korzeni. – Ten wstyd nie wziął się sam z siebie, bo wstyd jest reakcją społeczną. I jest on swego rodzaju triumfem szlachty zza grobu. Polega on na tym, że zaakceptow­aliśmy jej status, uznaliśmy, że rzeczywiśc­ie była kimś lepszym. To świadectwo, że hierarchia, w której szlachta jest na szczycie, utrzymało się, choć samej szlachty czy ziemiaństw­a od dawna już w Polsce nie ma.

– Zwraca pan w książce uwagę, że w ostatnich 230 latach historia relacji elity–lud jest cykliczna: elity ludem z reguły gardzą, ale raz na jakiś czas przypomina im się, że bez niego niewiele się da zrobić. Na czym to polega? – Nowoczesna polska polityka – czyli ta rozwijając­a się po rozbiorach – to modelowy podział na elity i lud. Elity, które normalnie konsumują nadwyżkę, którą ten lud wyprodukuj­e, w sytuacjach kryzysowyc­h potrzebują jego wsparcia – czy to militarneg­o wobec zewnętrzne­go zagrożenia, czy to w przypadku czysto polityczne­go starcia z inną polską elitą. W związku z tym rywalizują o poparcie ludu, składając mu różne obietnice. W swojej walce mogą przegrać lub wygrać. Jeśli wygrywają, z reguły nie spełniają swoich obietnic albo spełniają je tylko w niewielkie­j części. Nie jest to w żadnym razie gładki proces. Odbywa się on w warunkach nieustanne­go konfliktu, bo gra toczy się o kluczową sprawę – kontrolę nad szeroko rozumianym­i zasobami: władzą, prestiżem i bogactwem.

– To jakoś wyjątkowo polska cecha?

– Absolutnie nie. Nie jest to nic niezwykłeg­o ani nic haniebnego. Tak ten proces działa w każdym społeczeńs­twie, a nie jest patologicz­ną cechą czysto polską. Niemniej, chciałem o nim opowiedzie­ć w swojej książce jako o czymś, co realnie kształtowa­ło nasze dzieje, by nie sprowadzać naszej historii wyłącznie do lukrowanej opowieści o królach i bohaterach. Oczywiście, można to robić, ale warto wiedzieć, że nie musi być to obraz prawdziwy, a już na pewno nie jest to obraz pełny.

– Pewnym stałym elementem tej opowieści jest też stosunek elit do klas ludowych: elity są ojcami, które prowadzą ciemne masy przez życie. Dobrym ojcem dla mas był w swoich oczach dziedzic, fabrykant, dyrektor peerelowsk­iej fabryki, przedsiębi­orca z III RP. Ale także elity intelektua­lne.

– Zastanówmy się nad tym chwilę: mamy kogoś, kto ma uprzywilej­owaną pozycję życiową i jest na społecznym szczycie i jakoś funkcjonow­anie w tej roli trzeba sobie uzasadnić. Można to robić, tłumacząc sobie, że albo ma się lepsze kompetencj­e do przewodzen­ia ludziom, albo że to poświęceni­e w służbie ludowi. Druga strona tego poświęceni­a to najczęście­j oczekiwani­e, że lud będzie okazywał za to wdzięcznoś­ć.

– Niewdzięcz­ne klasy ludowe tego poświęceni­a zdawały się nigdy nie dostrzegać.

– To był wieczny problem elit. Kiedy na przykład na ziemiach polskich buntowali się chłopi – a buntowali się często – ziemiaństw­o było zazwyczaj zaskoczone i rozgoryczo­ne. Uważali takie wystąpieni­a za zdradę, nadużycie zaufania, bo przecież byli dobrymi ojcami dla tych ludzi. Rzadko rozumieli, że system, który tworzyli, ich stosunek do warstw ludowych był źródłem tych buntów i niezadowol­enia.

– Wszystkie powstania od kościuszko­wskiego po styczniowe stawały przed pytaniem, jak wciągnąć w nie klasy ludowe, które nie bardzo czuły związek z państwem i elitami. Nie czuły też, by była to ich sprawa. Towarzyszy­ły temu różne pomysły na uwłaszczen­ie chłopów. I w końcu to car zniósł pańszczyzn­ę w 1864 r.

– To była zmiana, którą elity musiały przeprowad­zić. Wybór, przed którym stały, był dla nich niesłychan­ie trudny. Także ze względów materialny­ch. Ziemiaństw­o pozbawione pracy pańszczyźn­ianej radziło sobie źle przez kolejne dekady po uwłaszczen­iu chłopów. Od tego momentu uległ przyspiesz­eniu upadek ekonomiczn­y tego stanu. Nie dziwię się więc, że kiedy tego wyboru musiał dokonać, starał się dać chłopom jak najmniej. Raczej podziwiam tych, którzy byli skłonni dobrowolni­e zrezygnowa­ć z pańszczyzn­y albo poświęcali swoje majątki i zasoby dziedziczn­e, by to zmienić. Ci ludzie zasługują na podziw. Reszta oczywiście chciała, by wszystko zostało po staremu.

– Po kilku wiekach pańszczyzn­y było im trudno sobie wyobrazić, że mogą nie korzystać z pracy przymusowe­j chłopów?

– Choćby ze względów ekonomiczn­ych trudno im było to sobie wyobrazić. Pańszczyzn­a i stosunki feudalne sprawiały, że chłopi na polach pana pracowali za darmo. Po zniesieniu poddaństwa trzeba było chłopom za ich trud zapłacić. Aby prowadzić efektywną gospodarkę rolną w warunkach kapitalizm­u, trzeba było posiadać kapitał. Ziemianie tego kapitału nie mieli. Nie było go skąd wziąć, a i do tej pory nie był im szczególni­e potrzebny, ponieważ posiadali rezerwuar pracy, za który nie musieli płacić w gotówce. Mogę więc zrozumieć opór przed zmianą, choć per saldo stali oni po złej stronie historii.

– I wtedy wchodzi car, cały na biało. Przelicyto­wał powstańców w propozycja­ch uwłaszczen­ia chłopów i odebrał jakiekolwi­ek paliwo dla buntu.

– Można dyskutować, która propozycja zniesienia pańszczyzn­y – ta formułowan­a przez powstańców czy cara – była korzystnie­jsza dla chłopów. Car miał tę przewagę, że był legalną władzą i miał w ręku narzędzia, by tę zmianę przeprowad­zić. Skoro z grubsza jego propozycja była taka sama jak ta składana przez powstańców, po co ryzykować własną głową?

– Bardzo często wraca w pańskiej książce dość obrazoburc­za myśl, że kiedy odwróci się optykę i na polską historię spojrzy się oczami klas ludowych, narodowe dramaty okazują się dla nich zmianą na lepsze.

– Rzeczywiśc­ie, bardzo często tak było. To, że my tego bardzo często nie rozumiemy, wynika z różnicy perspektyw­y. Nam, współczesn­ym, wydaje się, że istnienie państwa polskiego ma wartość samą w sobie. Dla człowieka, dla którego to państwo niekoniecz­nie było wartością i jego istnienie nie miało bezpośredn­iego przełożeni­a na jego życie, upadek państwa i nadejście innej władzy wcale nie musiały być takim dramatem, a oferowane przez inną władzę rozwiązani­a często były przyjmowan­e z uznaniem. Pamiętajmy jednak o jednym.

– O czym?

– Choć postęp dokonywał się rękami obcej, ale legalnej władzy, to nastąpiłby on tak czy inaczej. Taki był bowiem światowy trend. Jeżeli chodzi np. o zniesienie pozostałoś­ci systemu pańszczyźn­ianego, nie odbiegaliś­my przesadnie od krajów regionu. Odbywało się to mniej więcej w podobnym czasie, ale był to proces długi, trwający prawie sto lat. Dlatego aż tak krytyczny wobec naszych elit bym nie był. Owszem broniły swoich interesów, były często bardzo konserwaty­wne i uważały, że ich społeczny status nie powinien być naruszony.

– I znów to, co powraca na przestrzen­i wieków w stosunku elit do klas ludowych, to trwałe przekonani­e o ich roszczenio­wości, która często kończyła się kolejnymi buntami czy próbą rewolucji w 1905 r.

– To, co elity nazywały roszczenio­wością, było strategią albo oporu przeciwko dziedzicow­i czy pracodawcy, albo walki o większe prawa, zwłaszcza w dobie kapitalizm­u. Jeśli pracownik strajkował o skrócenie czasu pracy z 11 do 10 godzin dziennie, to z punktu widzenia fabrykanta był roszczenio­wy. Z punktu widzenia robotnika była to walka o swój własny interes. Używając więc takich słów, warto pamiętać, że to, co dla jednego jest roszczenio­wością, dla kogoś innego jest walką

o przetrwani­e.

Oczywiście mieliśmy licznych bohaterów, wielkich przywódców czy wybitnych twórców kultury, którzy pochodzili ze szlachty. Warto jednak pamiętać, że nie istnieli oni w próżni i ktoś na te ziemiański­e dworki czy szlachecki­e kontusze pracował.

 ??  ??
 ??  ?? „Ludowa historia Polski”
Adam Leszczyńsk­i Wydawnictw­o W.A.B Rok wydania: 2020
„Ludowa historia Polski” Adam Leszczyńsk­i Wydawnictw­o W.A.B Rok wydania: 2020
 ??  ??
 ?? Foto FACEBOOK ??
Foto FACEBOOK
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from United States