ZA RZUCANIE DO TARCZY zarobił więcej niż Stoch
Wtorkowy wieczór był podwójnie udany dla polskich kibiców. Najpierw Kamil Stoch (33 l.) stanął na drugim miejscu podium w konkursie Turnieoberstju Czterech Skoczni w dorfie, a następnie rzeczy historycznej dokonał Krzysztof Ratajski (43 l.). Pochodzący ze Skarżyska-kamiennej darter jako pierwszy Polak awansował do ćwierćfinału mistrzostw świata w tej dyscyplinie. I już zarobił okrągłą sumkę.
Na takie skoki Kamila Stocha czekaliśmy od dawna. Nie było wątpliwości, że w zawodniku z Zębu nadal drzemie wielki potencjał, ale jak sam przyznawał w wielu wywiadach, popełniał zbyt dużo błędów. Tych udało się uniknąć we wtorek. Podczas konkursu w Oberstdorfie, inaugurującego 69. edycję TCS, skoczył 125 i 132,5 m, co dało mu drugie miejsce, tuż za plecami Karla Geigera.
Tym samym Polak otworzył sobie drogę do walki o trzecie zwycięstwo w TCS. Gdyby ta sztuka mu się udała, dołączyłby do takich legend jak Bjorn Wirkola czy Helmut Recknagel, którzy również trzykrotnie triumfowali w tym prestiżowym turnieju. I jeśli o prestiżu mowa, to trzeba przyznać, że ten w ostatnich latach jednak podupadł. To samo tyczy się także wysokości nagród.
Stoch walczy obecnie o premię 20 tys. franków szwajcarskich (ok. 83 tys. zł), która przewidziana jest za wygranie TCS. To zdecydowanie mniej niż premia za awans do ćwierćfinału mistrzostw świata w darcie. Ratajski, który w IV rundzie pokonał Gabriela Clemensa po dramatycznym spotkaniu, ma zapewnioną nagrodę w postaci 50 tys. funtów, czyli ok. ćwierć miliona złotych! 43-latek nie zamierza jednak poprzestawać
136 tys. zł – zarobki od początku sezonu
na 1/4 finału. Rywalem Polaka w tej fazie turnieju będzie Stephen Bunting albo Ryan Searle. Bez względu na to, który z Anglików awansuje, to reprezentant Biało-czerwonych będzie faworytem. I co ciekawe, Stoch i Ratajski znów będą walczyć o sukces tego samego dnia. Bo konkurs w Garmisch-partenkirchen i ćwierćfinał MŚ w darcie zaplanowane są na 1 stycznia.