Zabrali mi dzieci bo słabo się uczyły
– Kocham synów, a oni mnie.
– mówi Iwona Kaleśników (50
Radek (12 l.) i Rafał (14 l.) trafili do rodzinnego domu dziecka. Sąd podjął taką decyzję, bo dzieci słabo się uczyły. Chłopcy wytrzymali tam ledwie tydzień i uciekli. Policja stawała na głowie, by ich odnaleźć, temperatura nocą spadała poniżej -15 st. C., mogli zamarznąć. – Wieczorem pojawili się w domu. Młodszy syn płakał, mówił, że mnie kocha, chce ze mną być – wspomina Iwona Kaleśników (50 l.), mama braci.
Pani Iwona nie miała łatwego życia. Ojciec chłopców na ich oczach bił ją i wyzywał. W końcu kobieta rozstała się z nim. Gdy sąd trzy lata temu zabrał jej dzieci, nie poddała się. Odzyskała je po roku. Chłopcy byli z nią prawie dwa lata. Mieszkanie tej rodziny składa się z kuchni i niewielkiego pokoju. Kobieta sama zrobiła łazienkę. Matka spała na podłodze na materacu, synowie dzielili piętrowe łóżko. – Radek i Rafał nie są aniołami. Nie lubią szkoły, starszy czasami nie wracał na noc. Ale to nie powód, aby zabierać ich do domu dziecka – mówi pani Iwona. A tak właśnie dwa tygodnie temu zdecydował sąd. – Matka jest niewydolna wychowawczo. Dzieci słabo się uczą, nie słuchają jej – tłumaczy Grażyna Stankiewicz-salińska, przewodnicząca Wydziału Rodzinnego i Nieletnich
Sądu Rejonowego w Szubinie (woj. kujawsko-pomorskie).
Chłopcy jednak kochają mamę, bo to do niej uciekli z domu dziecka. – Pojechałam do nich dzień wcześniej. Kupiłam im skarpety, bluzy, wafelki i serki. Wróciłam, a oni wieczorem zastukali do drzwi. Zrobiłam im kanapki, gorącą herbatę. Później pojawili się policjanci. Złapali obu, wsadzili do radiowozu. Chłopcy płakali – opisuje pani Iwona.
Teraz o losie chłopców znów zdecyduje sąd. – Chcę, aby wrócili do mnie, ale boję się, że po ucieczce zostaną umieszczeni – w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym – mówi matka.