To dla mnie wymarzone miejsce
Nowy dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku Robert Szaniawski (52 l.):
To na jego barkach spoczywa od września misja promowania polskiej kultury na Wschodnim Wybrzeżu i w Nowym Jorku. Robert Szaniawski (52 l.), polonista, dziennikarz, dyplomata i były rzecznik m.in. ambasady RP w Waszyngtonie, DC, jest nowym dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Opowiedział nam o dotychczasowej pracy, wyzwaniach, które przyniosła pandemia, i o tym, jakich atrakcji może spodziewać się amerykańska i polonijna publiczność.
„Super Express”: – Jakie ma pan plany związane z działalnością instytutu?
Robert Szaniawski: – Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku nie ma własnych pomieszczeń wystawienniczych i koncertowych. Nasza działalność zakłada współpracę z najważniejszymi instytucjami kultury w Nowym Jorku i USA. Ma to sens, jeśli tylko przekonamy amerykańskich partnerów do współpracy, to możemy liczyć na dużo lepszą promocję polskiej kultury, niż gdybyśmy to robili od początku do końca sami. Obecność w najważniejszych salach koncertowych, galeriach jest już sama w sobie prestiżowa dla polskich artystów. Ale dla nas oznacza to docieranie do nowej widowni, której często nic nie mówi hasło „kultura i sztuka z Polski”. Kierują się za to marką znanych amerykańskich instytucji i w ten sposób trafiają na sztukę z Polski. W dodatku instytucje te mają bardzo rozbudowane kanały komunikacji marketingowej. Zachęcają do przyjścia na polską sztukę lub koncert, bo to jest w ich finansowym interesie. Co do sposobu działalności, to powiem tylko, że ważne jest konsekwentne budowanie marki polskiej kultury i sztuki. Inwestowanie w cykliczne wydarzenia. Przykładowo od 6 lat instytut wspiera obecność wrocławskiego festiwalu Jazztopad w USA. Zaczęliśmy
od współpracy ze słynnym Lincoln Center. Z każdym rokiem festiwal i muzyka jazzowa z Polski spod znaku Jazztopad zwiększa swój zasięg oddziaływania w USA. W tym roku festiwal obecny jest na pięciu platformach streamingowych w USA – nie licząc mediów społecznościowych instytutu – np. w San Diego, Center for World Music oraz w Los Angeles, University of Southern California. – Pandemia wpłynęła na ten festiwal i inne wasze działania? – Jeśli chodzi o festiwal Jazztopad, to zamiast występów na żywo odbywają się streamingi koncertów w internecie. Działalność w rzeczywistości wirtualnej ma dla nas nie tylko złe, ale i dobre strony. Internet oznacza brak barier przestrzennych, nie musimy transportować muzyków do USA. To również dużo niższe koszty naszego działania, możemy dzięki temu pokazać więcej polskich artystów w USA. Jednak w dobie pandemii szczególnie trudno jest działać w internecie, bo przenieśli się tam również wszyscy inni. Działamy we wzmożonej konkurencji.
– Co przygotowujecie w najbliższym czasie?
– Zachęcam do wybrania się na wirtualny koncert Maniuchy i Ksawerego na wspomnianym już festiwalu Jazztopad. Koncert będzie streamowany 19 lutego o godz. 14 czasu EST. To będzie połączenie muzyki folkowej i jazzu. Akompaniament na kontrabasie do pięknych pieśni ludowych z Polesia. Inne nasze cykliczne wydarzenie to wykłady dotyczące polskiej literatury, które pomyślane zostały w ten sposób, aby można je było wykorzystać w zajęciach ze studentami w USA. Jesteśmy w kontakcie z amerykańskimi uniwersytetami, aby właśnie w ten sposób ten materiał mógł być wykorzystany. Inne ciekawe wydarzenie to upamiętnienie postaci maestro Krzysztofa Pendereckiego w pierwszą rocznicę śmierci. W tym celu na przełomie lutego i marca rozpoczynamy serię wydarzeń we współpracy z kilkudziesięcioma stacjami radiowymi w USA. Zapraszam do śledzenia naszych mediów społecznościowych i strony www.instytutpolski.pl/newyork. Można tam się też zapisać na nasz newsletter.
– Jest pan z wykształcenia polonistą, jak został pan dyplomatą?
– Specjalizuję się od lat w dziedzinie relacji z mediami oraz dyplomacji publicznej. Na moją obecną pozycję składa się zarówno wykształcenie, jak i wieloletnie doświadczenie zawodowe. Jestem polonistą, co jest bardzo pomocne w obecnych obowiązkach. Można powiedzieć, że moją specjalizacją w instytucie jest literatura, moim pierwszym zajęciem jeszcze na studiach była krytyka literacka. Ale mam też ukończone studia podyplomowe z marketingu, poparte doświadczeniem zawodowym. Mam też za sobą ok. 20 lat pracy w administracji publicznej, jestem urzędnikiem mianowanym służby cywilnej oraz służby zagranicznej. Do MSZ trafiłem kilkanaście lat temu, przenosząc się z innego urzędu właśnie w ramach służby cywilnej.
– Kilka lat temu był pan szefem Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, jak tamte doświadczenia przydają się na amerykańskim gruncie?
– Londyn jest podobnie wysoce konkurencyjnym rynkiem jak Nowy Jork. I tu, i tam instytucje kultury są w większości prywatne i muszą zarabiać na siebie, jednocześnie konkurując między sobą, walcząc o widzów przybywających turystycznie do tych miast z całego świata i szukających rozrywki na najwyższym poziomie. To wymaga budowania oferty programowej dostosowanej do takich wysokich wymagań miejscowych instytucji.
– Ostatnio mieszkał pan w DC, gdzie się pan czuje lepiej tam czy w Nowym Jorku?
– Mieszkałem na przedmieściach Waszyngtonu, typowych dla amerykańskiej klasy średniej. To zupełnie inna rzeczywistość niż miejski zgiełk i wieżowce Manhattanu. Bez porównania życie rodzinne było tam łatwiejsze.
– Był pan rzecznikiem polskiej ambasady w DC, jakie ma pan wspomnienia z tego wyjątkowego czasu?
– Praca rzecznika prasowego obfituje w sytuacje kryzysowe. Na mój pobyt w Waszyngtonie nałożyła się pandemia, życie polityczne przygasło, więc na szczęście nie było aż tak nerwowo, jak mogłoby być. Za to życie toczyło się w mediach społecznościowych, przykładowo byliśmy regularnie atakowani przez propagandę rosyjską na Twitterze. Miejscami było brutalnie.
– Lubi pan Nowy Jork?
– Tak, jest to wspaniałe miejsce, które każdy chciałby odwiedzić przynajmniej raz w życiu, nie mówiąc o możliwości życia i pracowania tutaj, w dodatku zajmowania się kulturą i sztuką. Przecież to jedno z centrów kulturalnych świata. Zatem dla mnie wymarzone miejsce do pracy. Niestety w pełni będę mógł odczuć Nowy Jork dopiero, gdy zakończy się lockdown. Żałuję, że nie mogę odwiedzić wielu wspaniałych instytucji kultury, z których słynie Nowy Jork. Na razie nie miałem jeszcze szansy zwiedzić też dogłębnie miasta, jedynie te najbardziej ikoniczne miejsca. Zajrzałem jednak na Brooklyn i na Harlem, jak też na polski Greenpoint. Na pewno wiele jeszcze przede mną.
– Czy pańska rodzina zaaklimatyzowała się już w tym mieście? – Na szczęście moja żona lubi podróże i zmiany, nie ma problemów z aklimatyzacją. Co do córek, to na razie mamy sytuację przejściową z powodu pandemii. Starsza kontynuuje naukę zdalną z poprzedniej amerykańskiej szkoły. Córka na razie nie ma w Nowym Jorku nowych koleżanek. Trochę dokucza jej życie bez rówieśników, ale w pandemii to problem całej generacji dzieci w wieku szkolnym. Młodsza córka ma zaś dopiero 3 lata. Dla niej koleżanki nie mają jeszcze dużego znaczenia, najważniejsze jest, aby mama była blisko.