KARTKA Z KALENDARZA 6 7
Jan Błachowicz (38 l.) przed sobotnią walką w Las Vegas z Nigeryjczykiem Israelem Adesanyą (31 l.) o pas mistrza UFC w wadze półciężkiej odwiedził kasyna, ale nie przegrał fortuny. – Jeżeli chcecie wygrać kupę forsy, to stawiajcie na mnie, bo jest dobry kurs – radzi „Cieszyński Książę”, któremu znów bukmacherzy dają małe szanse na zwycięstwo.
„Super Express”: – To twoja trzecia walka w Las Vegas, ale po raz pierwszy jest pojedynkiem wieczoru. Całe zamieszanie wokół starcia z Adesanyą ci nie przeszkodzi?
Jan Błachowicz: – Nie, bo dojrzałem mentalnie do tych wydarzeń. Ogarniam to wszystko, co dzieje się wokół mnie. Nie spina mnie to, a raczej staram się tym cieszyć i dobrze bawić. Wiem już, jak odpowiednio się przygotować. W porównaniu z Polską jest dziewięć godzin różnicy, więc przyleciałem tu ponad dwa tygodnie przed walką, aby uniknąć problemów z aklimatyzacją. Mam po prostu więcej doświadczenia.
– Jak spędziłeś ten w Las Vegas?
– Przez pierwsze dziesięć dni, zanim jeszcze zostaliśmy zamknięci w tzw. bańce, cieszyliśmy się pobytem czas w Las Vegas na tyle, na ile mogliśmy. My raczej uciekamy z miasta, więc robiliśmy wypady w góry i na rowery po pustyni. Oczywiście odwiedziliśmy też kasyna. Jednak nie po to, aby przehulać pieniądze, a raczej z ciekawości. Do tego dochodziły treningi. Skupiliśmy się, aby przestawić się na tutejszy czas.
– W Las Vegas hazard jest na każdym kroku. Co doradzisz ludziom, którzy chcieliby obstawić waszą sobotnią walkę?
– Jeśli chcą wygrać kupę forsy, to muszą postawić na mnie (śmiech)! Jest dobry kurs (2,95, na Adesanyę kurs to 1,42 – red.).
– Jak chcesz pokonać Adesanyę? – Wydaje mi się, że jestem bardziej wszechstronny od Nigeryjczyka. On najlepiej czuje się w stójce. Tak naprawdę nikt nie wie, jak się porusza w parterze. Jeżeli walka przejdzie do parteru, to ja będę górował. Jeśli chodzi o stójkę, to wydaje mi się, że jest pół na pół. Wiadomo, że