Z problemami zostaliśmy sami
Jak pandemia wpłynęła na nasze zdrowie psychiczne?
„Super Express”: – Koronawirus to nie tylko plaga ciała, lecz także umysłu. Ostatnie badania PAN mówią, że 40 proc. Polaków ma objawy depresji. To dwukrotny wzrost na przestrzeni dwóch ostatnich lat. Z czego to wynika? Prof. Andrzej Kokosza: – Generalnie depresja jest rzadka w Polsce. Według badań jedynie 3 proc. polskiego społeczeństwa przechodzi w trakcie życia pełen epizod depresyjny. Co nie oznacza, że należy bagatelizować objawy depresyjne, do których powstania koronawirus niewątpliwie się przyczynił. To zresztą dość oczywiste, że takie objawy występują.
– Dlaczego to oczywiste?
– W pierwszej kolejności objawów depresyjnych mamy smutek. Jest naturalną reakcją na zachodzące niekorzystne wydarzenia. Zamknięcie, zmiana porządku świata, informacje o śmierci... Powodów jest dużo. Jednak różnica pomiędzy smutkiem a depresją kliniczną polega na tym, że smutek może nam nawet pomóc. Jest on dla nas sygnałem, że jesteśmy w trudnej sytuacji, którą albo trzeba zmienić, albo się do niej dostosować. Okazując smutek, wysyłamy też informację dla otoczenia, że potrzebujemy wsparcia. Dlatego okazywanie smutku umacnia więzi międzyludzkie. Niestety teraz żyjemy w ograniczeniach kontaktów towarzyskich i rodzinnych, co zmniejsza szanse na otrzymanie pomocy w radzeniu sobie ze smutkiem, przez co może on nasilać się do poziomu zaburzeń adaptacyjnych – jest to jednostka chorobowa, w której objawy depresyjne i lękowe utrudniają funkcjonowanie, ale nie spełniają kryteriów ani depresji, ani zaburzeń lękowych. – Może trzeba wprowadzić nową jednostkę diagnostyczną, „syndrom roku 2020”?
– Wiemy, że problemy psychologiczne związane z COVID-19 się zmieniają. Na początku pandemii wiele osób odczuwało nadmierny lęk przed koronawirusem, przeceniając ryzyko śmierci bądź poważnych powikłań. W tej chwili dominuje inny problem. Problem długotrwałego stresu, który wywołują izolacja, szczególnie u starszych osób, i niewiedza o tym, kiedy problemy związane z COVID-19 się skończą i kiedy do naszego życia z powrotem zawita poczucie bezpieczeństwa. U wrażliwych osób kwarantanna może nawet wywołać zespół stresu pourazowego.
– Adaptacja do obecnej sytuacji to chyba jak adaptacja do chaosu. Przecież rząd mówi trzy różne rzeczy dziennie! – Dokładnie. Rozmawiałem z osobą w wieku 88 lat, która jako mała dziewczynka przeżyła II wojnę światową w getcie. Opisując, jak bardzo trudno jest jej znosić trwający niemal rok „areszt domowy”, powiedziała, że wtedy mogła bawić się z koleżankami na podwórku, a teraz nie może wychodzić z domu.
– Jak ta pani sobie teraz radzi?
– Skoro zaadaptowała się do życia w zagrożeniu wojennym, to też adaptuje się do życia w zagrożeniu covidowym, które obecnie po zaszczepieniu znacznie się w jej przypadku zmniejszyło i miejmy nadzieję, że dla wielu innych osób starszych życie znacznie się teraz poprawi. Jednak te osoby mają za sobą niemal rok kwarantanny. Główne czynniki związane ze stresem podczas kwarantanny to czas, z którym nie ma się co zrobić. Starsi ludzie musieli pozostać w domach. Wiedzieli, że dla nich ryzyko infekcji i powikłań jest duże. Stąd niemal cały rok żyli w stresie i niepewności. Na to nakładają się frustracja i niemoc wynikające z nudy. Bo przecież koronawirus zmienił styl życia wielu seniorów. Uniemożliwił im kontakty sąsiedzkie, chodzenie do sklepu, na mszę, na bazar.