Nie Pekhart przestanę STRZELAĆ!
Klasyfikacja strzelców ekstraklasy:
bo gdy ja tak naprawdę rozpoczynałam poważne granie, to ona akurat schodziła ze sceny, ale jestem przekonana, że dziś nie przeszłybyśmy obok siebie obojętnie.
– Boisz się, że będziesz musiała przedwcześnie skończyć karierę?
– Nie myślę o tym, chcę cieszyć się moją grą jak najdłużej. Raczej patrzę w stronę mojej idolki Venus Williams, która też zmaga się z chorobą autoimmunologiczną Sjogrensa. Ma na karku 40 lat, a swoją najlepszą bodaj formę osiągnęła dwa czy trzy sezony temu. Albo rok młodsza Serena, która cały czas gra na wysokim pułapie i w każdym turnieju dociera przynajmniej do półfinału. Jeśli zdrowie pozwoli, chcę rywalizować na korcie przez długie lata, również z tego względu, że nie przeszłam na zawodowstwo, jak niektóre dziewczyny w wieku 16–17 lat. Kiedy stuknie mi trzydziestka, będę miała za sobą 6–7 lat grania w tourach, co samo w sobie brzmi niewiarygodnie.
– Przejście na profesjonalizm spowodowane było twoimi studiami na Uniwersytecie Virginia, gdzie także grałaś – i to z wielkim powodzeniem – w tenisa. Jak wspominasz tamten okres i czy jest to dobra ścieżka rozwoju dla młodych, aspirujących zawodniczek?
– Kiedy miałam 15-16 lat, nie byłam na tyle dojrzałą psychicznie i fizycznie zawodniczką, żeby można było jasno określić, że mam szansę na zaistnienie w zawodowym tenisie. Moja kariera juniorska opierała się głównie na graniu mniejszych turniejów w USA, bo moi rodzice nie mieli środków na to, abym latała po całym świecie i rywalizowała choćby w juniorskich szlemach. Dlatego kiedy pojawiła się oferta sportowego stypendium od UV, skorzystałam. Myślę, że w najbliższych latach ten kierunek będzie bardzo popularny wśród młodych zawodniczek. Koronawirus uderzył w finanse WTA, która za udział w turniejach pod jej egidą płaci 30 proc. mniej niż dwa lata temu. Brakuje też turniejów ITF czyli challengerów, co sprawia, że juniorki nie mają zbyt dużego wyboru. Ale to nie znaczy, że talenty przepadają – bo spójrzmy choćby na moją koleżankę Jennifer Brady, która doszła do półfinału US Open 2020 i finału Australian Open 2021. Mimo iż uwielbiam Naomi Osakę, to kibicowałam Jen m.in. dlatego, że wyszła – tak jak ja - ze środowiska akademickiego.
– Rozmawialiśmy o Wozniacki, Brady, Osace. Co możesz powiedzieć o polskich zawodniczkach? – Niedawno w Australii grałam z Igą Świątek. Jest bardzo mocna mentalnie i fajnie się ją ogląda. Gra agresywnie i narzuca swój styl gry. W Adelajdzie zeszłam z kortu z powodu bólu pleców, ale w tym momencie zasłużenie z nią przegrywałam. Była nieustraszona i dawała mi popalić (śmiech). W pewnym momencie – podziwiając jedno z jej kapitalnych zagrań
– pomyślałam sobie, że fajnie byłoby... zagrać z nią w debla (śmiech). Widać, że jej opiekunowie mieli na nią pomysł, o czym świadczy choćby to, że podróżuje z własnym psychologiem. A to jest nie do pomyślenia nawet tu w USA, żeby w takim wieku już dbać o takie detale. Co do pozostałych Polek, to przyjaźnię się z Magdą Linette, którą cenię za twardy i nieustępliwy charakter na korcie i poza nim. Miałam też okazję grać w debla z Alą Rosolską. Niestety po przejściu pierwszej rundy w dobrym stylu doznałam kontuzji brzucha, o czym natychmiast z płaczem poinformowałam Alę. Ona wówczas mnie pocieszała mówiąc, że zdrowie najważniejsze i że jeszcze nieraz wspólnie zagramy. Trzymam ją za słowo, jeśli tylko wróci na kort po urodzeniu dziecka! – A pamiętasz Agnieszkę Radwańską?
– Oczywiście. Bardzo mi imponowała jej gracja i kreatywność na korcie. Poruszała się z wielkim wdziękiem i potrafiła uderzyć kapitalnego dropszota z każdego miejsca na korcie. Miała też biodra jak z gumy, bo przy swoich uderzeniach z głębi kortu schodziła nieprawdopodobnie nisko. Świetnie się ją oglądało i – podobnie jak inne Polki – miała w sobie taką typową, wschodnioeuropejską mentalność. – Jakie cele przed tobą?
– Teraz skupiam się na występie w Miami i Charleston. Mam chrapkę na wygranie turnieju WTA w tym roku. Może uda się też sprawić niespodziankę w Wielkim Szlemie. Mam na koncie ćwierć- i półfinał, marzy mi się zgarnięcie całej puli.
– A igrzyska?
– O tym nie myślę, bo mamy w USA kłopoty bogactwa, jeśli chodzi o damski tenis. Jeśli na nie pojadę, to będzie dla mnie wielki powód do dumy. Ale jeśli pojadą wyżej notowane koleżanki, to się ucieszę, bo pewnie da to nam lepsze pole wyjściowe do przywiezienia do domu złotego medalu. Ale tak czy inaczej będę mocno trzymać kciuki!
Czuję się, jakbym zdobywał bramki w kościele – mówi o eksplozji formy w czasach pandemii i pustych trybun Tomas Pekhart (32 l.), napastnik Legii Warszawa, lider klasyfikacji strzelców ekstraklasy.
„Super Express”: – Dla ciebie to najlepszy sezon w karierze? Tomas Pekhart: – Ostatnio słyszę takie opinie dosyć często, ale tym razem również odpowiedź brzmi: nie. Mam w sumie 17 goli w tym sezonie, w lidze 15. Wydaje mi się, że najlepszy sezon miałem przed przeprowadzką do Bundesligi. Strzeliłem chyba 19 goli. Wciąż mam jeszcze robotę do wykonania. Przed nami dużo spotkań, mam nadzieję, że ten lekki uraz z ostatnich tygodni mnie za bardzo nie przyhamuje. Czuję się dobrze i wiem, że jeszcze kilka goli strzelę.
– Wyobrażasz sobie, że ktoś Legię dogoni w wyścigu po tytuł?
– Pięć meczów temu nikt nie powiedziałby, że będziemy mieć tyle punktów przewagi. Przegraliśmy z Podbeskidziem i Stalą Mielec. W moim ostatnim spotkaniu przed kontuzją, z Jagiellonią, powinienem strzelić hat-tricka. Mielibyśmy dużo więcej punktów. To pokazuje, że liga jest bardzo wyrównana. Można wygrać i przegrać z każdym. Musimy dźwigać ciężar każdego meczu, nie myśleć o przyszłości. Wiele meczów przed nami i na pewno nie jesteśmy jeszcze w doskonałej sytuacji.
– Jesteś już ponad rok w Warszawie i tylko miesiąc przeżyłeś tu bez pandemii.
– Byłem niesamowicie szczęśliwy, gdy tu przyszedłem. Mój debiut był cudowny. Wcześniej słyszałem wiele o szalonej atmosferze na stadionie, wiedzia- łem o „Żyle- cie”. Zagrałem tylko jeden mecz z kibicami na trybunach i zaczęła się pandemia. Powiedziałem żonie, że zagrałem dla najlepszych kibiców na świecie i zrobiłem to tylko raz. Teraz strzelam dużo goli i chciałbym się nimi cieszyć z fanami. Czuję się, jakbym strzelał gole w kościele. Radość jest połowiczna.