Willa pod gwiazdą Dawida
Pod Zwariowaną Gwiazdą” – tak dyrektorostwo Żabińscy nazywali swoją willę w warszawskim zoo. W jej podziemiach – niekiedy wręcz na oczach okupanta – przechowali ok. 300 Żydów. Polowali na nich Niemcy, odstrzeliwując jak łowną zwierzynę, polowali i polscy denuncjatorzy, dla zysku, ale i z powodu jawnej niechęci. W warszawskim zoo Żydzi traktowani byli po ludzku. Nie tylko schronienie, lecz także przychylny stosunek dyrektora i jego żony były dla nich bezcenne.
Przez ogród zoologiczny i willę dyrektora zoo, Jana Żabińskiego i jego żony Antoniny, przewijała się masa Niemców. Potwierdziło się więc powiedzenie, że najciemniej jest pod latarnią. Antonina, której przedwojenne obowiązki polegały na karmieniu zwierząt, podczas okupacji zajęła się karmieniem uciekinierów z getta, mieszkających w kilku piwnicznych izbach. Cisza miała być ich przepustką do przeżycia Zagłady, podczas gdy Shoah pochłaniało codziennie tysiące ludzkich istnień.
Przez pierwsze lata wojny w willi nie działo się nic heroicznego. Za to potwornego tak, owszem. Odbywała się gehenna zwierząt, odstrzeliwanych z powodu likwidacji ogrodu i dla rozrywki gestapowców, którzy – zamieniwszy zoo w farmę
świń – urządzali sobie polowania. Ciekawsze egzemplarze, jak słoń, którym mogło się pochwalić niewiele ogrodów zoologicznych Europy, Niemcy przetransportowali do zoo w Berlinie. Reszta się rozpierzchła, np. foki dotarły do Wisły. Pierwsze bombardowania we wrześniu 1939 r. spaliły ptaszarnię i małpiarnię. Jelenie trzymały się wybiegów. Nie chciały uciekać, choć „stanął w ogniu ich wielki dom”.