COVID-19Z zabija w sekundę
DRAMATYCZNA RELACJA PIELĘGNIARZA OIOM JEDNEGO Z WARSZAWSKICH SZPITALI:
Stres, bezradność, przemęczenie, śmierć
– takich słów najczęściej używa Kamil Mikos, pielęgniarz pracujący na OIOM jednego z warszawskich szpitali. – Pacjenci covidowi są naprawdę niestabilni. U nich sekundy mogą zaważyć, że pacjentowi we w miarę dobrym stapłudostaje nie nagle pęka coś w cu i zapaści, która doprowadza go do śmierci. A my nic nie jesteśmy w stanie na to poradzić – mówi nam Kamil Mikos.
– Wracam po 36 godzinach do domu i w ciągu tych 36 godzin na rękach umarło mi pięciu czy sześciu ludzi, z którymi pięć godzin wcześniej rozmawiałem i podtrzymywałem ich na duchu, że będzie dobrze, a nagle wszyscy umierają. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. To zostawia permanentny ślad na psychice – wyznaje pielęgniarz z kilkunastoletnim stażem.
– Po takich dniach wracam wycieńczony do domu, z tyłu głowy mając strach, że sam mogę umrzeć. Śmierci na dyżurach się zdarzają. Słyszymy, że pielęgniarz wyszedł po dyżurze, upadł i nie wstał. Dostał zawału albo udaru, stając się kolejną ofiarą pandemii – opowiada nasz bohater. – Jedyna satysfakcja, jaką daje ta praca, to to, że pomagamy człowiekowi godnie umrzeć – bez bólu, odleżyn, w czystości i godnej atmosferze – tłumaczy Mikos.
– Statystyki są miażdżące. Śmiertelność ludzi z ostrą nie
wydolnością oddechową wymagającą respiratora sięga 90 proc. Dziś nie tylko OIOM-Y, ale też całe szpitale to umieralnie – relacjonuje pielęgniarz. Dlaczego? – Nie każdy pacjent ze zwykłego oddziału covidowego trafi na OIOM, bo np. ma za małe szanse na przeżycie, by go podłączyć pod respirator, a nasze działanie tylko przedłuży jego cierpienie – zdradza pielęgniarz.
Sytuacja w szpitalu pielęgniarza niestety się nie poprawia: – Wolne miejsca pod respiratorem pojawiają się dopiero, gdy ktoś umrze. Bywa, że na jedno zwolnione urządzenie mamy kilku kandydatów. Wybieramy tego, który ma największe szanse przeżyć. I walczymy, żeby dać im jakąkolwiek nadzieję, bo często można mówić tylko o nadziei. Walczymy do ostatniego tchu.