Świąteczne Polaków rozmowy
ŚOd roku to samo. Dzwoni człowiek do rodziny i przyjaciół ze świątecznymi życzeniami i zanim się obejrzy, życzenia zdrowia („bo nie ma nic ważniejszego!”) płynnie przechodzą w długą rozmowę o koronawirusie, szalejącej pandemii i wszystkich horrorach, które jej towarzyszą. Często też w dyskusję, czy warto się zaszczepić. Jak sądzę, podobnych rozmów odbyli Państwo w ostatnich dniach równie wiele jak ja. Nie ma dziś ważniejszej sprawy w Polsce niż koronawirus i większego wyzwania niż zaszczepienie jak najszybciej jak największej liczby Polaków. Od tego zależy zwycięstwo nad pandemią i uratowanie tysięcy ludzkich istnień. Tym wszyscy żyją, to jest przedmiotem ich troski. A rozmowy o tym wszystkim pozwalają nam się oswoić z grozą otaczającego świata. „A pamiętasz, jak rok temu myliśmy wszystkie zakupy, które przynosiliśmy do domu, bo się baliśmy zakażenia?”. „Ja to pamiętam, jak mama opowiadała, że u niej w szpitalu oddzielali oddziały covidowe kotarami z worków na śmieci i taśmy klejącej”. „Bałem się przejść obok człowieka na ulicy, bo nie wiedziałem, czy mnie nie zakazi. Ale to było głupie!”. Trochę się pośmialiśmy, wspominając „stare dobre czasy” z początku pandemii i za chwilę wymienialiśmy się najświeższymi makabrycznymi opowieściami o ludziach bez płuc, umierających w szpitalach i karetkach jeżdżących po 20 godzin i szukających miejsc w tychże szpitalach. Wszyscy widzą, jaki mamy chaos i jak niewiele trzeba, żeby opuścić ten padół łez. Wyobrażam sobie, że podobnie wyglądały rozmowy większości z naszych przodków, którym przyszło żyć w czasie ostatniej wojny. Kiedy świat wypadł ze swoich ram, o niczym innym nie da się już rozmawiać. Nie wiem, jak Państwo, ale osobiście tęsknię już za czasami, kiedy rozmawiało się o zwykłych troskach codzienności: niesfornych dzieciakach, zbliżającej się emeryturze wujka, wkurzającej pracy ciotki, planowanych lub przeprowadzanych właśnie remontach, planach na wakacje czy na najbliższy weekend i tych wszystkich rzeczach, które tworzą względną normalność. Po cichu liczę, że kiedy będziemy rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi przy okazji następnych świąt, będziemy mogli poruszać te wszystkie normalne tematy, a nie ciągle gadać o wielkich problemach wielkiego świata. Ile bowiem można?