MINNESOTA znów w ogniu
Zamieszki w Minneapolis po śmierci młodego Afroamerykanina
Setki demonstrantów na ulicach, zdemolowane i okradzione sklepy, zniszczone policyjne radiowozy. W Minneapolis powtarza się scenariusz z końca maja ubiegłego roku, kiedy zginął George Floyd (†43 l.). Miejscowa policja zabiła kolejnego czarnoskórego podczas próby zatrzymania. Do miasta wezwano Gwardię Narodową.
Kolejna śmierć wstrząsnęła mieszkańcami Minneapolis, MN. Podczas próby zatrzymania w Brooklyn Center, około 10 mil od miejsca śmierci Georga Floyda, zginął Daunte Wright (†20 l.). Chłopak został zatrzymany w niedzielne popołudnie za zaległy nakaz sądowy.
– Został postrzelony po tym, jak wskoczył z powrotem do swojego samochodu i próbował odjechać, przejeżdżając kilka przecznic – poinformowała policja.
W mieście, które w związku z procesem Dereka Chauvina (45 l.), byłego policjanta, oskarżonego o zabójstwo Floyda, już było jak beczka prochu – wystarczyła iskra, by w ciągu kilku godzin na ulicach pojawiło się około 500 demonstrantów. Tłum nie tylko szukał zwarcia z policją. Splądrowano również około 20 sklepów.
Przeciwko demonstrantom policja użyła gazu łzawiącego, petard i gumowych kul. Z broni korzystali również demonstranci. Przynajmniej jeden strzał oddano w kierunku jednego z posterunków policji. Kula roztrzaskała drzwi wejściowe. Nikt nie został ranny.
Burmistrz Brooklyn Center Mike Elliott ogłosił w mieście godzinę policyjną, a gubernator Minnesoty Tim Walz (57 l.) wezwał Gwardię Narodową. Pierwsze jednostki pojawiły się koło północy, a w poniedziałek miało do nich dołączyć więcej wojska.
– Uważnie monitoruję sytuację w Brooklyn Center – napisał na Twitterze Walz. – Modlimy się za rodzinę Daunte Wrighta, gdy nasz stan opłakuje kolejne życie czarnoskórego mężczyzny odebrane przez organy ścigania.