Koczujący powinni dostawać pomoc
Artur Dziambor o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy:
„Super Express”: – Jak pan ocenia stanowisko polskiego rządu ws. incydentu na polsko-białoruskiej granicy i wobec ludzi, którzy znaleźli się w jego centrum? Artur Dziambor: – Jedyną prawidłową postawą, jaką może w tym momencie przedstawiać polski rząd, jest właśnie pilnowanie granic. Podobnie uważałem w 2015 r., kiedy mieliśmy kryzys imigracyjny. Ale teraz mamy trochę inną sytuację. Trzeba wziąć pod uwagę kilka bardzo ważnych faktów. Po pierwsze, ludzie, którzy koczują na granicy po białoruskiej stronie, to nie są uchodźcy z Afganistanu. Tych polski rząd już teraz zwiózł samolotami w liczbie ponad 600, a minister Michał Dworczyk zapowiedział, że będzie ich ponad 800. To są ludzie, których Polska przyjmuje, bo współpracowali z polskim kontyngentem. To są ich rodziny i przyjaciele.
– Nie ma 100 proc. pewności, że wśród koczujących nie ma Afgańczyków, bo oni przez nikogo nie zostali zweryfikowani. Procedury w tej sprawie nie zostały uruchomione. Prawnicy zwracają uwagę, że łamiemy konwencję genewską z 1951 r. – Jest wypowiedź ambasadora Afganistanu, który mówi, że tam nie ma obywateli Afganistanu. Według wszelkich informacji, które mamy, to są iraccy Kurdowie. A Kurdystan nie jest w tym momencie miejscem niebezpiecznym, da się tam normalnie żyć. – Ktokolwiek by to nie był – czy nie należy im się pomoc medyczna, woda czy jedzenie?
– To jest co innego. Zaznaczam, że co innego humanitaryzm, czyli to, że powinni dostawać jakąś pomoc w postaci wyżywienia czy leków. To zupełnie inna kwestia. Natomiast jeśli chodzi o przekraczanie granicy, to niestety… My gramy w tym momencie w grę, którą Łukaszenka próbuje narzucić państwom ościennym wspierającym białoruską opozycję. Z Litwą na początku trochę mu się udało, bo nie wyczuła zagrożenia. Ale kiedy Litwini się ocknęli i zobaczyli, co się dzieje, to zaczęli natychmiast reagować.
– Wróćmy do pomocy humanitarnej i kwestii niedopuszczania lekarza do ponad 50-letniej kobiety, która choruje na nerki i jest już podobno w stanie krytycznym.
– Zgodnie z informacją podawaną przez straż graniczną i przez ministra obrony narodowej ci ludzie przebywają po stronie białoruskiej. Kiedy więc widzimy te ciekawe scenki, w których posłowie Platformy Obywatelskiej czy Lewicy próbująprzekroczyć granicę z pożywieniem, bo są takimi bohaterami, a straż graniczna ich nie przepuszcza, to de facto broni tych polityków przed nimi samymi. Bo w trakcie przejścia na stronę białoruską oni po prostu złamaliby prawo nielegalnego przekroczenia granicy. Ich immunitet nie miałby wtedy żadnego znaczenia. Trzeba brać pod uwagę, jak wygląda prawo międzynarodowe, i to, że jest to granica Unii Europejskiej. Z wielu powodów po prostu nie należy zachowywać się nieodpowiedzialnie. Oczywiście serce się kraje i powinno być tak, że ci ludzie powinni dostawać jedzenie, picie, leki, namioty, śpiwory itd. Ale to niestety jest także kwestia tego, że to Białoruś jest organizatorem tej sytuacji.
– I w związku z tym my się będziemy temu tylko przyglądać?
– Nie mamy za bardzo innego wyjścia. Możemy np. wysyłać tam jedzenie dronami. I mówię całkowicie poważnie, że ci ludzie są na terytorium Białorusi i to Białoruś powinna się nimi zajmować. My nie mamy możliwości, żeby „przepuścić kogoś na 10 minut”, jak to wczoraj powiedział poseł Lewicy, pan Maciej Gdula. Że chce sobie pójść tam na 10 minut i zaraz wrócić. No nie ma takiej możliwości i to jest niezgodne z prawem. Poseł powinien o tym wiedzieć, że nie można sobie wpaść na 10 minut przez nielegalną granicę i porozmawiać sobie z kimś, kto tam siedzi.