Synek pyta czy mama zmarła przez niego KWASEM oblał dziecku rowerek
Dwie godziny po porodzie żona już nie żyła. Szpital nawet nie przeprosił – mówi Robert Gęgotek
po porodzie rozmawiała krótko z mężem. Uskarżała się na ból. Po dwóch godzinach od zabiegu nie żyła. Przyczyną śmierci był krwotok. Przez trzy dni jej bliscy nie mieli żadnej informacji na temat przyczyny zgonu. Powiadomili prokuraturę.
– Do takiej sytuacji może dojść, gdy pacjentka leży i nikt do niej nie zajrzy przez kilka godzin po przebytym cesarskim cięciu. Natomiast przy prawidłowej organizacji oddziału, gdy są przestrzegane reguły, czegoś takiego sobie nie wyobrażam – mówił w rozmowie z „Uwagą” Andrzej Matyja, ginekolog położnik, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej ze Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.
Z dokumentacji medycznej wynika jednak, że do pacjentki personel zaglądał co 15 min. Jej parametry życiowe były w normie. Prokuratura nie stwierdziła zaniedbań. Co innego sąd cywilny. W pierwszej i w drugiej instancji uznał odpowiedzialność placówki za śmierć pani Katarzyny. Ale na razie nikt nie usłyszał zarzutów.
Robert Gęgotek sam wychowuje trzech synów. – Byłem tylko na jednej rozprawie, kiedy byłem przesłuchiwany. Przy każdej kolejnej musiałbym sobie o tym wszystkim przypominać – mówi „Super Expressowi”. Sprawa ciągnie się już sześć lat.
– Po śmierci żony musiałem się nauczyć być ojcem i matką. Wcześniej to Kasia zajmowała się synami, lubiła z nimi wyjeżdżać. Ja ciągle byłem w pracy. Filip jest bardzo do niej podobny. Pyta mnie czasami: Mama zmarła w tym samym dniu, w którym ja się urodziłem, czy to moja wina? Odpowiadam mu, że w żadnym wypadku. Tak się stało – mówi ze smutkiem pan Tomasz. Przyznaje, że chciałby usłyszeć przeprosiny ze strony szpitala, ale jeszcze chętniej usłyszałby, że żona jednak wraca do domu…
Sąsiad z piekła rodem omal nie doprowadził do tragedii. 39-latek oblał żrącą substancją dziecięcy rower. 4-letni chłopiec trafił na pogotowie.
Punktem zapalnym licznych awantur sąsiedzkich w al. Niepodległości był dziecięcy rowerek, który stał pod drzwiami mieszkania 22-letniej kobiety. Przeszkadzał 39-letniemu sąsiadowi.
Mężczyzna nieraz wyzywał sąsiadkę i wykrzykiwał, że zrobi krzywdę jej i dziecku. W końcu furiat oblał rowerek 4-latka żrącą substancją!
Kiedy chłopiec wsiadł na rower, zaczęły go piec rączki. Odruchowo niebezpieczną substancję wtarł też w oczy. Matka zabrała synka na pogotowie. Na szczęście oczy 4-latka udało się uratować. Agresywny sąsiad został zatrzymany, a prokurator postanowił objąć go policyjnym dozorem, zakazując zbliżania się do sąsiadki. Bardzo szybko okazało się, gdzie mężczyzna ma nałożone na niego zakazy. – Pierwsze, co zrobił po wyjściu z komendy, to stanął przed drzwiami pokrzywdzonej i w akompaniamencie wulgaryzmów wykrzyczał, że teraz to ją na pewno zabije – przekazał podkom. Robert Koniuszy. 39-latek usłyszał kolejny zarzut, a prokurator zmienił dozór policyjny na trzymiesięczny areszt.