Na dobre rzeczy warto czekać
Po kilkuletniej przerwie AGNIESZKA WIĘDŁOCHA powraca na srebrny ekran. Od września będziemy mogli oglądać ją w nowym serialu „Receptura”, który przeniesie widzów do przedwojennej Warszawy. Z tej okazji aktorka opowiedziała nam o zamiłowaniu do ról kostiumowych, sile kobiecej solidarności i swojej bohaterce Marii
– Widzowie trochę musieli poczekać, by znów oglądać panią na ekranie, ale wraca pani tej jesieni, i to z kilkoma produkcjami. Czekają nas aż trzy premierykinowezpaniudziałem,ajuż wkrótcetakżenowyserial„receptura”. – Rzeczywiście na srebrnym ekranie nie było mnie dobrych kilka lat, jest to więc dla mnie ważny powrót. Długo czekałam na dobry projekt i mam poczucie, że warto było! Dlatego cieszę się, że byłam na tyle wytrwała i konsekwentna, by móc ponownie pojawić się na małym ekranie z taką produkcją i sama nie mogę się już doczekać, by zobaczyć efekty.
– Pani serialowa bohaterka Maria żyje w czasach międzywojnia, ale duża część akcji toczy się równolegle we współczesności.cołączytedwieepoki i reprezentujące je bohaterki?
– Przede wszystkim więzy krwi. To dla mnie niesamowite doświadczenie, ponieważ po raz pierwszy mogłam zagrać czyjąś prababcię! Bardzo podoba mi się takie zadanie aktorskie, ale też przyznam, że jest całkiem zabawne, w końcu występuję tutaj w roli matki Emilii Krakowskiej, babci Joanny Brodzik i wreszcie prababci Zosi Wichłacz. Losy naszych bohaterek będą się ze sobą przeplatać. Poza tym to bardzo miłe uczucie mieć świadomość, że moja bohatera stała się inspiracją dla kolejnych pokoleń w tym serialu. – W „Recepturze” przenosi pani widzów do lat 30. XX w., ale to niejedyna produkcja historyczna, w której panią wkrótce zobaczymy. Inne ukażą Polskę w czasach PRL czy w latach 90. Ta kumulacja ról kostiumowych to zbieg okoliczności czy takie propozycje interesują panią najbardziej?
– Tak się po prostu w ostatnim czasie złożyło, ale prawdą też jest, że chętnie wybieram projekty, z których mogę czerpać satysfakcję nie tylko poprzez tworzenie nowej postaci, lecz także poddawanie się przy tym metamorfozie, na jaką pozwala kostium. Takich okazji miałam rzeczywiście ostatnio sporo, zwłaszcza że niektóre kostiumy potrafią być naprawdę niesamowite, jak te z lat 80. czy 90. Z dzisiejszej perspektywy czasem aż trudno uwierzyć, że kiedyś można było wyjść w czymś takim na ulicę (śmiech). Dla aktorki taka praca to naprawdę duża frajda i przyjemność!
– W jaki sposób przygotowuje się pani do takich ról?
– Na pewno zadanie bardzo ułatwiają właśnie wspomniane kostium i charakteryzacja. Dzięki temu o wiele łatwiej przenieść się w dany czas, bo to, jak się wygląda, zaczyna w jakiś naturalny sposób narzucać pewien sposób zachowania, a nawet chodzenia czy mówienia. Pracując nad taką produkcją, zawsze staram się też sporo czytać na temat epoki, o której opowiadamy. Pomagają też oglądanie filmów, których akcja rozgrywa się w danych czasach, czy choćby archiwalne zdjęcia. Na tworzenie takiej postaci składa się więc wiele elementów, także tych drobnych. W przypadku „Receptury” musiałam poznać też całą historię Jana Wedla, która jest ważną częścią fabuły serialu. Lepiej też poznać realia czasów międzywojnia i sytuację ówczesnych kobiet, które coraz częściej miały odwagę brać sprawy w swoje ręce i stawały się coraz bardziej niezależne. Taka też jest moja bohaterka.
– Maria żyje w odległych już z dzisiejszej perspektywy czasach. Czy mimo dzielących ją od widzów epok dzisiejsze kobiety znajdą w tej postaci coś, z czym mogłyby się utożsamić?
– Mam wielką nadzieję, że przynajmniej dla niektórych będzie ona inspiracją, zwłaszcza dla tych, które stoją dziś przed jakimiś trudnymi dylematami, którym może brakuje czasem odwagi, by żyć na własnych warunkach. Chciałabym, żeby oglądając ten serial, poczuły w sobie większą siłę. Taką, którą Maria daje borykającej się ze współczesnymi problemami Zosi. Czasy, w których żyła Maria, były dla kobiet niezwykle trudne. To samotna matka, która z różnych względów nie chce żyć z ojcem swojego dziecka, a rodzina się jej wyrzekła. Nagle musi zacząć żyć na własny rachunek, w czym jednak pomaga fakt, że studiowała architekturę, co jest niezwykłe jak na tamte czasy. To pokazuje, jak silną, odważną i pełną ambicji jest kobietą. Na taką też stara się wychować swoją córkę.
– Serial pokazuje, jak wielką moc ma kobieca solidarność, także ta międzypokoleniowa. W wywiadach podkreśla pani, że podobnie jest i w pani rodzinie. Dlaczego jest to tak ważne? – Historia uczy nas, że jeżeli same sobie czegoś nie wywalczymy, to nikt nam tego nie da. Dlatego właśnie musimy się wspierać, stać za sobą murem i wzajemnie sobie pomagać. Mam wrażenie, że mężczyźni fantastycznie potrafią się wspierać, a rzeczywistość pokazuje, że z tą kobiecą solidarnością niestety bywa różnie. Nie znaczy to oczywiście, że mamy się jednoczyć przeciwko mężczyznom ani że kobiety, które walczą o swoje, nie mogą korzystać z pomocy, jeśli ktoś ją im oferuje. „Receptura” to serial o jedności kobiet i ich sile, ale także o tym, że życie bez mężczyzn jest smutne i niemożliwe. Po prostu my, kobiety, musimy mądrze wybierać.