Młodzieżowa wiara w Boga bez Kościoła
Według badań dokonanych przez kompetentne międzynarodowe instytucje naukowe Polska znalazła się na pierwszym miejscu, jeśli idzie o zmiany międzypokoleniowe w religijności katolików. W praktyce oznacza to, że współczesne pokolenie młodzieży polskiej najszybciej odchodzi od tradycyjnych praktyk religijnych, wypełnianych powszechnie przez ich rodziców. Młodzi wyznają, że wierzą w Boga i nawet czasem się do Niego modlą oraz z Nim rozmawiają, ale w Kościół nie wierzą ani sakramentów nie potrzebują.
Żeby nie wrzucić całego pokolenia do jednego worka, trzeba przyznać, że młodzi dotrą zawsze i wszędzie tam, gdzie „jest życie” – gdzie się coś nowego dzieje. Gdzie są podejmowane inicjatywy, szczególnie o charakterze wspólnotowym, tam młodzi chętnie i z radością się angażują. Natomiast zwyczajowe działanie i sformalizowane przygotowanie do sakramentów oraz ksiądz nieszukający z nimi kontaktu – nie czynią z Kościoła środowiska, które zaprasza do siebie młodego człowieka.
Pierwszym i naturalnym środowiskiem wychowawczym jest rodzina. W niej dziecko poznaje system wartości, normy postępowania i uczy się określonych zachowań – wszystko pod kierunkiem własnych rodziców. Słuchając rodzicielskiego nauczania i patrząc na przykład ich życia, dziecko kształtuje swoje przekonania i postawy moralne. Na wierze rodziców buduje własną wiarę i uczy się wypełniania praktyk religijnych. Korzysta nie tyle z wiedzy podręcznikowej, ile raczej z faktu bycia stopniowo włączanym w życie duchowe rodziny. Zaczyna uczestniczyć w modlitwach i innych domowych czy rodzinnych świętowaniach mających charakter religijny. Stopniowo bywa też wprowadzane przez rodziców czy innych członków rodziny w życie sakramentalne. Dzięki temu specyficznemu kontaktowi ma miejsce proces przekazywania dzieciom wartości, które są ważne dla rodziców. Międzypokoleniowa transmisja wartości zapewnia ciągłość pokoleniową.
Stopień zaangażowania religijnego rodziców jest wzorcem i szkołą dla kolejnego pokolenia. Zwykle niepraktykujący rodzice, dla których pogłębiona więź z Bogiem nie ma większego znaczenia, wychowają również dzieci bez praktyk religijnych. Tak wychowane, przesuną wszelkie relacje z Bogiem w najlepszym wypadku na sam koniec rzeczy ważnych albo raczej umieszczą wśród tych mniej ważnych. Rodzicielska
próba przeniesienia odpowiedzialności za religijne wychowanie dzieci na szkolną katechizację też nie będzie udana. Bezskuteczne okaże się „kładzenie im do rozumu”, że tak trzeba postępować, jeśli samemu postępuje się wbrew własnemu słowu. Każdy syn bowiem wcześniej czy później zapomni usłyszane słowa, a zacznie prowadzić życie oparte na ojcowskim wzorcu. Podobnie dla córki wzorem będą praktyki, a nie słowa matki.
Wydaje się, że zwiększona w ostatnim roku liczba apostazji, czyli formalnego wystąpienia, obejmowała nie samych młodych pełnoletnich, ale również ich rodziców. Całe rodziny od lat nie uczestniczyły w życiu Kościoła. Teraz tylko sformalizowały swój status. Natomiast członkowie rodzin Bogiem silnych, dla których Ten – obecny w Sakramentach Świętych, w Kościele – jest najważniejszy, zdołali przejść niepoturbowani przez kryzysy i skandale, których źródłem byli hierarchowie kościelni.
Niemała grupa młodych opuściła Kościół, ponieważ została wypisana z zajęć katechetycznych wkrótce po przyjęciu I Komunii Świętej. Ludzie ci nie tylko nie uczestniczą w życiu sakramentalnym ani w nabożeństwach, lecz także w ogóle się nie modlą. Dosyć szybko zapomnieli to, czego zdołali się nauczyć, a ich religijny rozwój został drastycznie zahamowany.
Przyczyn opuszczania Kościoła jest wiele i są one różnorodne.
Najbardziej znaczącą bywa patologiczna postawa osób, które są autorytetem dla młodzieży, a więc rodzice, wychowawcy, duchowni. Uczestniczą oni gorliwie w nabożeństwach, zachowują posty i są wzorem w nauczaniu, ale ich codzienne życie w społeczeństwie jest całkowitym zaprzeczeniem tego, co wyznają i nauczają.
Fałszywe obrazy Boga otrzymane od dorosłych lub wytworzone w sobie mogą prowadzić do rezygnacji z praktyk religijnych. Bóg widziany i odczuwany jako bezwzględny policjant albo Bóg jako naiwny kolega, który we wszystkim pobłaża i akceptuje, nigdy nie upominając – oba obrazy nie zachęcają do wysiłku i religijnego życia.
Odpycha od Boga katecheza, gdy staje się kolejnym przedmiotem nauczania, bo ważniejsze staje się superdokładne zrealizowanie programu aniżeli mówienie o Bogu samym. Zanika w niej moment spotkania z Przyjacielem, który rozumie, kocha i uczy kochać. Katecheta przekształca się ze świadka Boga i Jego miłości w zwykłego belfra.
Kontakt i przebywanie z ludźmi, którzy trwają w złu i łamią przykazania, a więc demoralizują, nie sprzyja duchowemu rozwojowi. Każdy człowiek, nie tylko młody, powinien wpuszczać do swojego domu i do swojego serca jedynie tych, którzy kochają, a innych tylko otaczać miłością i modlitwą.
Oddala się od Boga ten, kto nie wie jeszcze, kim jest i po co żyje. Przestaje kochać siebie. Natomiast zaczyna ulegać ciału, popędom, emocjom, co prowadzi do pustki, rozczarowań i rozpaczy lub nienawiści do siebie.
Uleganie wygodnictwu i lenistwu sprzyja oddalaniu się od Boga i w ogóle od wszelkich wartości duchowych.
Nie należy pomijać ani zapominać o skażeniu naszej ludzkiej natury skutkami grzechu pierworodnego. Wymieniany wielokrotnie w Biblii pod różnymi imionami „wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię”, ten sam, który swoimi pytaniami zasiał wątpliwość w umyśle i sercu Ewy, krąży wokół człowieka, by zastosować tę samą sprawdzoną metodę zwodzenia.
Wobec młodych twierdzących, że wierzą w Boga bez Kościoła, należy zachować pogodę ducha i ożywiać w sobie nadzieję. Okazywać im mądrą i ofiarną miłość i zawierzyć ich Bogu samemu. Nie zapominać o granicach oddziaływania na nich.