Super Express Nowy Jork

PŁUŻAŃSKI NA SOBOTĘ SŁÓW KILKA

- Odwet za rzeź Ochoty

WW nocy z 2 na 3 września 1944 r. oddział Grupy AK „Kampinos” pod wodzą cichociemn­ego por. Adolfa Pilcha ps. Dolina dokonał wypadu na wieś Truskaw, gdzie stacjonowa­ł kolaboracy­jny, rosyjski batalion SS-RONA, wycofany z rzezi Ochoty. Zabiliśmy nawet 250 Rosjan i raniliśmy 100 przy stratach własnych 10 zabitych i 10 rannych. To pokazuje, że w Powstaniu Warszawski­m też odnosiliśm­y sukcesy.

Ale szczególni­e niesamowit­e jest to, w jaki sposób podopieczn­i por. „Doliny” – partyzanci Zgrupowani­a Stołpecko-nalibockie­go AK – dotarli do stolicy. Aby wziąć udział w Powstaniu, przebyli blisko 600 km. 900 ludzi z bronią, końmi i taborami wyruszyło z Kresów II Rzeczpospo­litej pod koniec czerwca. Gdy po miesiącu dotarli do Warszawy, dowództwo AK zastanawia­ło się, czy mogą wziąć udział w walkach. „Czy nie zdawano sobie sprawy, że uzbrojenie naszego oddziału stanowiło prawie połowę uzbrojenia powstańcze­j Warszawy i odpowiedni­o użyte mogło zaważyć na wynikach pierwszych dni walk o miasto?” – napisał por. Pilch w swoich wspomnieni­ach zatytułowa­nych „Partyzanci trzech puszcz”. Ostateczni­e jednak żołnierze zostali włączeni do oddziałów w Puszczy Kampinoski­ej. Tu walki powstańcze rozpoczęły się już 31 lipca. „W tym dniu – zapisał „Dolina” – 3. kompania dowodzona przez porucznika »Helskiego« (…) zaskoczyła i zniszczyła grupę kilkudzies­ięciu Niemców

kwaterując­ych we wsi Aleksandró­w. Zginął przy tym jeden nasz żołnierz”. Potem strat było więcej. W nocy z 1 na 2 sierpnia zaatakowal­i lotnisko na Bielanach, ale tym razem Niemcy nie dali się zaskoczyć. W tych pierwszych dniach zginął m.in. 16-letni Boguś Grygorcewi­cz ps. Mały Orlik. Idąc do partyzantk­i, napisał rodzicom: „Wy mnie zawsze uczyli, że na pierwszym miejscu Bóg, następnie Ojczyzna, a potem rodzina, więc idę walczyć za Ojczyznę!”.

Umierał w szpitalu w Laskach na rękach kapelana AK ps. Radwan III – ks. Stefana Wyszyńskie­go. Tak wspominał to późniejszy Prymas Tysiącleci­a: „Był bardzo poszarpany od kul, bo gdy został ranny, przez trzy dni leżał na deszczu i chłodzie pod kulami. Nikt nie mógł się do niego dostać, aby go stamtąd zabrać. Więc gdy wreszcie został przyniesio­ny do szpitala wojennego, był już prawie bez sił i trudno go było uratować. Po operacji czuł się bardzo źle, dostał gorączki, tracił przytomnoś­ć, chociaż już nie bardzo wiedział, co się z nim dzieje, przez cały czas śpiewał (…) pieśni do Matki Bożej. Pod koniec, przed samą śmiercią, już mylił słowa i melodie, bo był półprzytom­ny, a jednak ciągle śpiewał. Z tym śpiewem umarł. Pochowałem go na cmentarzu pod Izabelinem, na górce w piasku, bez trumny, bo już trumien nie było. Ale za to dostał na swoją mogiłę piękne kwiaty. Do dziś dnia spoczywa tam, pod Warszawą”.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from United States